2016. Francja. Na wschód od Grenoble.

Belledonne – pasmo górskie w pobliżu GRENOBLE  z najwyższym szczytem   Grand Pic de Belledonne  2 977 m. Wysokie góry, piękne szlaki i widoki, rwące rzeki, wodospady, malownicze jeziora i garstka turystów w lipcu. Szlaki łatwe i przyjemne, ale dojazd do nich …, lepiej żeby kierowca miał mocne nerwy. Punkt wypadowy: Allemont.

Megeve – urokliwe górskie miasteczko, ośrodek narciarski w rejonie Mont Blanc niedaleko słynnego Chamonix.

 

Wyruszyliśmy w piątek 8 lipca. Ceny kempingów za 2 osoby+namiot+samochód.

sobota, 9 lipca

Późnym popołudniem dotarliśmy na kemping LE PLAN  w miejscowości ALLEMONT http://www.camping-leplan-allemont.com/ .  Za 14 dni zapłaciliśmy 135 euro. Dodatkowo płaciliśmy za mrożenie wody 1 euro za butelkę, trzeba mieć drobne. Łazienki takie sobie, ale woda zawsze gorąca i ludzi mało. Ładnie położony z widokiem na góry, blisko jeziora, dużo miejsca i dużo cienia. Wieczorem spacer nad jezioro asfaltową stromą ścieżką obok wodospadu. Piękne miejsce, w knajpce nad wodą był tego dnia koncert.

niedziela, 10 lipca OULLES

Samochód już na początku wyprawy musiał się nieźle napracować, 7 kilometrów po pionowej skale. Ale asfalt dobry, zakręty dały się zrobić na raz i nikt nie jechał w przeciwną stronę. Mijanki wprawdzie były, ale nieliczne. Z małego parkingu w Oulles wyruszyliśmy w kierunku REFUGE DU TAILLEFER. Początkowo polną drogą z poziomkami, potem wąską i stromą ścieżką doszliśmy do rozdroża. Przepiękne rozległe widoki. Do schroniska było jeszcze trochę podejścia, ale powietrze chłodne, więc przyjemnie się szło. Potem poszliśmy do jeziora, już prawie po płaskim a widoki cały czas przecudne. Piesza wędrówka około 7 godzin.

 

poniedziałek, 11 lipca 

Col de la Croix de Fer

Parking na wysokości 2064. Wybieramy szlak w kierunku Refuge de l’Etendard. Wygodna droga, można robić skróty wzdłuż potoku. Nie schodziliśmy do samego schroniska tylko poszliśmy dalej na Col Sud des Lacs. Przepiękna trasa i widoki na wysokie góry. Zrobiliśmy pętlę, ale zejście było żmudne trasą narciarską, albo szlakiem obok.

 

piątek, 15 lipca

Autem do Alpe d’Huez, z Allemonte cudną drogą balkonową D44B przez Sardonne i Villard Reculas. Minęliśmy Alpe d’Huez i pojechaliśmy na parking na wysokości 2000m. Teren nieźle zakolejkowany /chodziły kabinki/, ale my oczywiście nie kolejkami a szlakiem wspinaliśmy się  w kierunku Lac Blanche podziwiając góry i kilku śmiałków jadących rowerami w dół na złamanie karku. Wróciliśmy tą samą trasą na parking i poszliśmy balkonem w drugą stronę na jeziorka. Tu ludzi było trochę więcej, ale trasa przecudna i bardzo łatwa.

 

sobota, 16 lipca

„Schodami w górę, schodami w dół” czyli Col des Sept Laux (2135m)

Autem do Le Rivier d’Allemont. Za wioską skręciliśmy w lewo, w drogę przy szlabanie/otwartym/. Tam na skale jest tabliczka z oznaczeniem szlaków. Pojechaliśmy tą drogą około 500m i tam zaparkowaliśmy. Szlak na mapie oznaczony linią przerywaną czyli trudny. Cóż, lekko nie było: jakieś 800 metrów podejścia na pionowej skale. Schody były tylko na początku. Im wyżej, tym piękniejsze widoki, a tu trzeba pod nogi patrzeć bo stromo i sporo świeżego powietrza. Ale warto było! Na górze kilka jezior, tam łatwo się chodziło i podejścia już było niewiele. Do schroniska nie szliśmy, posiedzieliśmy przy bacówce/ Lac du Cos/ i wróciliśmy tą samą drogą. Cała wycieczka z krótkimi przerwami i jednym porządnym leżychem zajęła nam 9 godzin. Było cudnie, ale nasze kolana nie były zadowolone:)).

Jak widać na zdjęciach poniżej tłoku nie było!

niedziela, 17 lipca  „Tylko dla orłów”

Autem na Col du Glandon. Wybieramy szlak na Lac de la Croix, zaznaczony jako trudny. Tutaj oznaczało to, że ścieżka wąska, kręta i trochę w górę, trochę w dół. Żadnych trudności nie było. W oddali bielił się Mont Blanc, a nad nami krążyły dwa wielkie orły. Przecudny wodospad spadał z góry i wił się między skałami, miejsca do leżenia wygodne, mięciutkie,  z oparciem. Jak tu iść pod górę! Powyżej mostka, przez który przechodzi szlak na Col du Sambuis zalegliśmy na dłużej. Można powiedzieć, że dziś odbywaliśmy wędrówkę w sensie wzrokowym. Znaczy to, że siedzieliśmy nad strumieniem na trawce i patrzyliśmy jak jedni idą do jeziora, inni wspinają się na przełęcz, a jeszcze dwóch paralotniarzy szuka pomyślnych wiatrów. Piękny dzień!!!

 

 

poniedziałek, 18 lipca Col du Couard

Autem na Col du Sabot. Niedaleko, bo przez Vaujany, ale wysoko i kręto. Parking na wysokości 2100 m. Stamtąd cudnym balkonem wędrujemy na Col du Couard. Trasa niedługa i nietrudna, tylko niewielki fragment ścieżki nad przepaścią ma szerokość „półtora buta”. Mont Blanc w całej krasie, chmury pojawiły się jak wracaliśmy około 17.00.

wtorek, 19 lipca Col de Sarenne

Z Allemont autem w kierunku Le Bourg-d’Oisans, następnie Mizoen. Za le Freney d’Oisans kierujemy się na Valle du Ferrand D25, potem w lewo na D25A. Trzeba uważać bo oznaczenia Col du Sarenne czasami są mało widoczne na drewnianych strzałkach. Wąską i krętą dróżką jedziemy w górę. Na przełęczy zostawiamy samochód i wybieramy szlak na Clos Chevaleret. Dotarliśmy do skrzyżowania nad Cascade i kiedy szlak schodził mocno w dół zawróciliśmy. Trasa bardzo widokowa, balkonowa.

 

Z Col de Sarenne wróciliśmy przez Alp d’Huez. Droga wiodła wzdłuż szlaku GR54 przez Pont de Sarenne. To była najładniejsza droga jaką jechaliśmy podczas tegorocznych wakacji. Zdecydowanie polecam ten przejazd!

 

środa, 20 lipca

czwartek, 21 lipca Platou d’empire

Autem do Besse. Zaraz za Besse kończy się asfalt /normalny człowiek by zawrócił – my nie/. Droga stroma, wąska, kręta i szutrowa, więc odmawiam zdrowaśki, czasem zamykam oczy i pniemy się w górę na 2000 m. Jak zwykle na górze parking i kilkanaście samochodów! Z parkingu wybraliśmy szlak na Col du Souchet. Zrobiliśmy pętlę, podziwialiśmy wysokie turnie, przepastne doliny, śliczne jeziorka, skałki i to wszystko bez żadnych trudności, niemalże spacerkiem. Widok na masyw la Meije /3984 m/  niezapomniany!!!

Z parkingu postanowiliśmy wracać inną drogą. Miała być łatwiejsza, ale okazało się, że była jeszcze gorsza:  może nieco /ale tylko nieco/ mniej stroma, ale dłuższa i bardziej pofałdowana. Nasz nieterenowy samochód sporą część trasy pokonywał na jedynce. Wydaje się, że droga z Besse była odrobinę lepsza. Świeżego powietrza nie brakowało i na jednej i na drugiej. Całe szczęście, że ruch niewielki, bo mijanek też za dużo nie było. To zdecydowanie najbardziej hardcorowa droga jaką jechaliśmy w tym roku. Podsumowując: Platou d’Emparis-przecudne miejsce, ale trudno dostępne dla auta. Zdaje się, że pieszo też niełatwo.

 

Megeve. Ichnie Zakopane albo Krynica. Miasto bardzo ładne i zadbane, ale zdecydowanie większy tłok na okolicznych szlakach.

Zatrzymaliśmy się na kempingu Bornand w Demi-Quartier niedaleko Megeve. Pięknie położony, dużo miejsca, czyściutkie łazienki, miła obsługa, bez problemu można wstawić wodę do zamrażarki. Za 6 dni zapłaciliśmy 84 euro.

Stamtąd zrobiliśmy wycieczki:

Refuge de la Bombardellaz

Autem na Col Aravis. Asfalt lepszy niż na drodze do Tomaszowa więc i tłok niemały: rowery, motocykle, autobusy i zwykłe samochody. Szybko zmykamy z tej przełęczy w kierunku la Clusaz, potem les Confins. Wielki parking w tej dolinie oferuje kilka możliwości. Z powodu niskich chmur wybieramy wariant lajt czyli  Refuge de la Bombardellaz /50 minut/. Droga wąska i ruch jak na Marszałkowskiej, ale widoki piękne. Powrót na kemping widokowymi drogami przez Col de la Colombiere,  Le Reposoir, Cluses i Sallanches.

Refuge de la Balme

Autem do les Contamines-Montjoie, do końca doliny. Tam jest wielkie parkowisko. Wybraliśmy szlak do Refuge de la Balme. Szeroka droga, zero trudności, sporo ludzi i oczywiście piękne widoki.

Mont Joly

Jest kilka wariatów zdobycia tego niewątpliwie widokowego szczytu.Wybraliśmy następujący: autem na Col du Joly. Z naszego kempingu to było z półtorej godziny jazdy /góra-dół,góra-dół/, ale pięknymi, widokowymi drogami. Z Megeve przez Notre-Dame-de-Bellecombe, potem Hauteluce. Za Hauteluce droga znacznie węższa i bardziej kręta, ale samochody się mijają bez trudu. Wjechaliśmy prawie na wysokość 2000 m.

Z parkingu wybraliśmy szlak na Mont Joly. Początkowo drogą do stacji kolejki, potem po grani: było więc góra-dół, góra-dół i miejscami sporo świeżego powietrza. Po prawej stronie cały czas widzimy masyw Mont Blanc, jeśli oczywiście nie ma chmury. Na szczęście co jakiś czas je rozwiewało, Mont Blanc naprawdę tam był! Ze szczytu Mont Joly wspaniałe widoki. na szlaku  Zapachy niestety nieciekawe, widocznie przed nami szczyt zdobyło stado owiec z kłopotami żołądkowymi. Oj trzeba było patrzeć gdzie postawić nogę. W drodze powrotnej zaczęło padać. Przemoczeni i zmarznięci dotarliśmy do samochodu z mocnym postanowieniem: musimy tu wrócić /najlepiej kamperem/ i jeszcze raz wejść na Mont Joly.

Col du Jaillet      “Poszukiwany, poszukiwana”

Bardzo łatwy szlak z parkingu przy stacji kolejki. Z Col du Jaillet poszliśmy jeszcze dalej do innej stacji kolejki Chamrousse /1850m/. Trasa trochę pofałdowana, ale bardzo przyjemna, a ze szczytu wspaniałe widoki. Zaczęliśmy schodzić  “niebieską” narciarską trasą, potem zwykłym turystycznym szlakiem. A mnie coś podkusiło, żeby znowu jednak zrobić malutki skrót trasą narciarską. Niestety później nie było wejścia z trasy na szlak.  Więc ja na sam dół trasą, a Jurek szlakiem. Jednym słowem pogubiliśmy się, ja czekałam przy samochodzie, a Jurek wrócił na górę i szukał mnie na trasie narciarskiej. Troszkę się zdenerwował. A ja miałam nauczkę: skrót wyglądał bardzo niewinnie, a mogły być z tego niezłe kłopoty.

Mont d’Arbois

Z naszego kempingu jedziemy parę zawijasów w górę. Trochę powyżej stacji kolejki parkujemy auto i pomykamy w górę dość stromym szlakiem. Niecałe dwie godziny podejścia i zdobywamy Mont d’Arbois. Większość ludzi wjeżdża tam wygodną gondolką:). Na szczycie delektujemy się wspaniałym widokiem na Mont Blanc, chmury nad nim się pojawiają, ale rzadko. Za to widoczny z tego miejsca Mont Joly, który zdobyliśmy dwa dni wcześniej cały czas był zachmurzony. Tylko raz mrugnął do nas i pokazał się cały na chwilę.najwyższa góra Europy Cudna wycieczka na zakończenie tegorocznej wyprawy. Wracaliśmy nie tacy w końcu zasmuceni – czekała nas jeszcze wielka atrakcja: wizyta u córki w Berlinie. Nie widzieliśmy się od wielu miesięcy. 

⇐ poprzedni wpis                                 kolejny ⇒

⇐ strona główna

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *