Te wrześniowe wakacje były inne niż wszystkie, powód wiadomy, szkoda pisać. Tym razem nie było gór, wręcz przeciwnie odwiedziliśmy największą w naszym kraju depresję. Nie było wyjazdu zagranicznego, Polska okazała się przepiękna.
Chociaż wyjechaliśmy latem, a wróciliśmy jesienią, trwało to zaledwie dwa tygodnie. Pogoda była idealna, ale dzień już krótszy, słońce zachodziło około godziny 19. Za to tyle pięknych wschodów i zachodów słońca nie widzieliśmy jeszcze w czasie żadnej wyprawy. Odwiedziliśmy Mierzeję Wiślaną, Warmię i troszeczkę zahaczyliśmy o Mazury.
Planując zwiedzanie cały czas musieliśmy uwzględniać problemy zdrowotne, Jurka gnębiły kontuzje i nie mógł za wiele chodzić. Na szczęście nie brakowało miejsc, gdzie mogłam pospacerować zupełnie sama.
Sobota, 12 września 2020 roku.
Wyruszyliśmy około dziesiątej rano, kierunek północ. Pierwszy przystanek w Legionowie i spotkanie w rodzinnym gronie, potem odstawiliśmy córkę na lotnisko w Modlinie. Gdy ona lądowała w Toskanii, my zatrzymaliśmy się na nocleg w Płońsku.
Spokojne miejsce znalazło się przy szkole podstawowej. Pospacerowaliśmy trochę po rynku i cichych uliczkach, posiedzieliśmy w jakimś ogródku piwnym.
Niedziela, 13 września 2020 roku.
Kierunek Iława. Po drodze najpierw zatrzymaliśmy się w Żurominie, zaintrygowało nas sanktuarium. Akurat trwał odpust, wielki plac zastawiony był straganami. Zły moment na zwiedzanie, po chwili pojechaliśmy dalej.
Kolejnym przystankiem był Lidzbark. Nie mamy coś dzisiaj szczęścia. Tu z kolei trwał wyścig kolarski, drogi pozamykane. Za radą pana z obsługi pojechaliśmy nad jezioro Piaseczno, jakieś 5 km w stronę Brodnicy. Jezioro przecudne, piaseczek, czyściutka woda, jest tam nawet urokliwe pole namiotowe ale … nic oprócz tego. Nudy.
Wróciliśmy do Lidzbarka. Tym razem udało się zaparkować w pobliżu rynku. Poszliśmy na długi spacer do wieży widokowej u ujścia Welu, potem jeszcze wzdłuż jeziora, aż do plaży miejskiej. Bardzo przyjemne miejsce, może nawet godne noclegu.
Jest nawet wydzielony blisko jeziora parking dla kamperów, ale tego dnia w związku z wyścigiem kolarskim, akurat niedostępny.
Pojechaliśmy w takim razie zgodnie z planem do Iławy. I bardzo dobrze. Już po chwili byłam oczarowana! Nie dość, że jezioro w centrum miasta, to jeszcze ścieżka pieszo – rowerowa dookoła.
Miejsc parkingowych bez liku, zdecydowaliśmy się na postój i nocleg przy kinie i Urzędzie Miasta.
Ja zrobiłam od razu pętlę wokół Małego Jezioraka, a Jurek z bolącą nogą kręcił się raczej bliżej części gastronomicznej. Potem, jeszcze przed zmrokiem udaliśmy się do tawerny w porcie jachtowym nad Dużym Jeziorakiem i tam już odpoczywaliśmy do późna. Atmosfera była mało “tawerniana”. Nie miał kto śpiewać szantów. ? Nie licząc obsługi byliśmy tam zupełnie sami.
Poniedziałek, 14 września 2020 roku.
Rano szybciutko zrobiłam pętlę wokół jeziora, zajęło mi to 20 minut. Potem podjechaliśmy na parking w okolicach Lidla. Jest tam piękny park i niewielkie jeziorko. Zaczyna się tam też trasa pieszo-rowerowa nad Iławką.
Jurek pojechał kamperem na parking przy ekomarinie, a ja pieszo, uroczą ścieżką wzdłuż rzeki dotarłam tam po jakiejś godzinie. Przy ekomarinie cisza spokój, port nieczynny. Poszliśmy dalej już razem przepiękną promenadą brzegiem Jezioraka aż do Mariny Skarbek.
Spodziewałam się w Iławie parków i miejsc spacerowych nad jeziorami, ale to co zobaczyłam przeszło najśmielsze oczekiwania! Iława trafia do czołówki mojego prywatnego rankingu miast.
Po obiedzie ruszamy dalej, najpierw do Szymbarku. Ruiny wielkiego zamku nad jeziorem robią wrażenie, nie można wejścia do środka, ani na dziedziniec, ale warto obejść zamek wkoło, jest wygodna ścieżka.
Kolejny przystanek to Siemiany. Port jachtowy, kilka knajpek, ośrodki wypoczynkowe, pole namiotowe. Nas jakoś nie urzekło to miejsce, pojechaliśmy więc nieco dalej na parking przy ścieżce dydaktycznej „Jezioro Jasne”.
Przeszliśmy razem całą pętlę około 5 km, bardzo nam się podobało, nawet Jurek za bardzo nie narzekał na nogę. Urocza trasa leśną drogą wzdłuż jeziora, jedna dróżka w bok prowadzi do punktu widokowego na Jezioro Czarne. Zdecydowanie polecamy!
Około 17 dojechaliśmy do Jerzwałdu, zatrzymaliśmy się przy wiacie turystycznej nad brzegiem jeziora. Tu w końcu posiedzieliśmy sobie spokojnie z widokiem na żaglówki i zachód słońca.
Wtorek 15 września 2020 roku.
Kawa o wschodzie słońca nad jeziorem.
Po śniadaniu pojechaliśmy obejrzeć pobliskie miejsce biwakowe o nazwie Krupówka, Bardzo ładne, też nad samym jeziorem, dojazd leśną drogą. Stały tam dwa kampery śpiące jeszcze, więc zaraz cichutko się wycofaliśmy, by nikogo nie obudzić.
Wracając do Jerzwałdu jeszcze raz skręciliśmy w leśną drogę, tablica wskazywała Pomost Widokowy. Jest tam parking, ale jeziora nie widać. Trzeba przejść jeszcze ze 100 metrów, widok na jezioro rozpościera się dopiero z drewnianego pomostu. Na kąpiel w tym miejscu nie ma co liczyć. Tablice ostrzegają o kilku metrach bagiennego mułu.
Później jeszcze raz dokładniej już zwiedziliśmy miejscowość Jerzwałd. Jest kilka pięknych budynków, burzliwe dzieje wioski opisane są na tablicach informacyjnych. Znaleźliśmy dawny dom i grób Zbigniewa Nienackiego.
Z Jerzwałdu pojechaliśmy do Zalewa. Auto zostało na dużym parkingu koło ekomariny. W centrum jest imponujący kościół (zamknięty), mały ryneczek, kawy jednak nigdzie nie znaleźliśmy. Bardzo ładnie prezentował się gmach Zespołu Szkół, w jakimś zabytkowym budynku z ciemno-bordowej cegły, białe okna, czyściutko, zadbane, zielono. Pięknie było też przy ekomarinie, ciekawie zaprojektowany plac zabaw, skwerek, ławeczki, kwiaty i krzewy. Rozległy widok na jezioro z pomostu oraz pobliskiej wieży.
Następny przystanek to pochylnia Buczyniec na Kanale Elbląskim. Byliśmy tu dwa lata temu wracając z wycieczki do Gdańska i nad Zalew Wiślany. Wiedzieliśmy więc, że warto podjechać od razu na dolny parking.
Są tu rewelacyjne miejsca do biwakowania. Kilka dużych działek ogrodzonych krzewami, zielona trawka, miejsca na ognisko, zadaszenia. Innych udogodnień brak. Odpoczęliśmy ze trzy godziny. Z kampera widać sunące po trawie statki. Na samej pochylni trochę ludzi, przyjeżdżają autokarami całe wycieczki.
Dlatego, gdy interesują nas urządzenia, warto pojechać kawałek dalej do pochylni Kąty, technologia ta sama co w Buczyńcu. Za to cisza i spokój.
Późnym popołudniem wylądowaliśmy w Pasłęku. Fajna starówka, imponujący kościół Św. Bartłomieja zbudowany w stylu gotyckim w połowie XIV w. Tuż obok jest też gotycki ratusz z XIV w., obecnie siedziba Biblioteki Pedagogicznej oraz Informacja Turystyczna.
Przed zmrokiem zdążyliśmy jeszcze odwiedzić Park Ekologiczny – obszerne tereny rekreacyjne praktycznie już za miastem. Zrobiłam pętlę wokół zalewu, Jurek obejrzał pomost i pobliskie trawiaste pole biwakowe. Na nocleg wróciliśmy jednak na upatrzone wcześniej miejsce przy Urzędzie Miasta (zamku). Cisza, spokój. Z ogródka kawiarni do późna mogliśmy podziwiać ładnie oświetlone gotyckie budowle.
Środa, 16 września 2020 roku.
Rano zrobiłam kolejną rundkę po Pasłęku: kościół, Brama Kamienna, Park Rekreacyjno-Edukacyjny, wzgórze z cerkwią, ścieżka w dół, a potem ładne schodki pod górę wzdłuż muru i wejście przez Bramę Młyńską na starówkę.
Planowaliśmy dotrzeć tego dnia do Krynicy Morskiej. Jechaliśmy tam jak to u nas wcale nie najkrótszą, ale jak najciekawszą drogą, często zatrzymując się na zwiedzanie.
Zaczęliśmy zaraz za Pasłękiem. Przy drodze w punkcie wyjściowym do pochylni Jelenie i Całuny urządzono ładne miejsce wypoczynkowe, spory parking, ławeczki, kosze na śmieci. Poszliśmy na Jelenie. W górę i z powrotem raptem 2 km. Zupełnie pusto o tak wczesnej porze.
Na pochylnię Całuny już nie szliśmy, podjechaliśmy za to do wsi Jelonki obejrzeć domy podcieniowe. Jeden był w lewo od drogi głównej, drugi na prawo. W domach tych mieszkają ludzie, więc popatrzeć można tylko z daleka.
I wreszcie gwóźdź programu dnia dzisiejszego: najniższe miejsce w Polsce 1,8 m poniżej poziomu morza! Obelisk z miarką znajduje się w Raczkach Elbląskich. Można powiedzieć: cóż to za osiągnięcie. A jednak. Wystarczy się zastanowić ilu spośród naszych znajomych było na Rysach a ile w Raczkach Elbląskich.
Dość już tych depresyjnych krajobrazów, tego dnia chcemy dotrzeć nad morze. Dawno byliśmy nad tym morzem, raczej uciekamy od zatłoczonych miejsc.
I tak jak się obawialiśmy pierwsze wrażenie w Krynicy Morskiej było fatalne. Informacja Turystyczna beznadziejna, materiałów niewiele, a opryskliwy pan pracował tam chyba za karę. W porcie od strony zalewu było jeszcze znośnie, ale przy głównej ulicy to już za dużo samochodów, ludzi i straganów. Twardo zdecydowaliśmy jednak, że chociaż na jedną noc nad tym morzem zostaniemy.
Na parkingu przy Przystani Rybackiej w Piaskach było tłoczno, z trudem udało się zaparkować. Morze ledwo falowało, za to ludzi sporo na plaży, ogólnie nic ciekawego.
Nic to, trzymamy się postanowienia. Na obiad poszliśmy pieszo do Piask potem trochę pospacerowaliśmy zwiedzając miejsca od strony zalewu.
Do wieczora z naszego parkingu odjechały prawie wszystkie auta osobowe, zostało tylko kilkanaście kamperów i mogliśmy się przestawić w bardziej odpowiednie miejsce. Dopiero pięknie widoczny z plaży zachód słońca wydatnie poprawił mi humor.
Czwartek, 17 września 2020 roku.
Rano obudził mnie dziwny szum, z kubkiem kawy pomaszerowałam na plażę. A tu morze wzburzone, woda prawie całkowicie zalewa plażę, a wschodni wiatr wieje tak bardzo, że niemal wywraca. Takie morze to ja lubię!
Po śniadaniu poszliśmy leśną drogą chronieni od wiatru wydmami aż do granicy z Rosją. Powrót plażą. Wiało niemiłosiernie, trzeba było nałożyć na siebie wszystkie ciepłe ciuchy. Chociaż szliśmy z wiatrem, powrót trwał długo, fascynowały nas olbrzymie fale.
Do miejsca gdzie był zaparkowany kamper, o dziwo, wiatr nie docierał. Słychać było tylko huczące morze. Posiedzieliśmy sobie spokojnie, tego dnia było już znacznie mniej i samochodów i ludzi.
Około godziny piętnastej postanowiliśmy dać Krynicy jeszcze jedną szansę. Po drodze wstąpiliśmy jeszcze na Górę Piratów. Z daleka i wysoka popatrzyliśmy na Zalew Wiślany i Zatokę Gdańską. Na szczycie wzniesienia jest obszerna platforma widokowa. Dojście z parkingu leśną ścieżką, lekko pod górę, jakieś 15 minut.
W Krynicy zaparkowaliśmy przy spokojnej uliczce blisko wybrzeża morskiego i poszliśmy na spacer po plaży. Wiatr nieco ucichł, ale fale dalej były ogromne. Zachód słońca tego dnia był wyjątkowo piękny.
Piątek, 18 września 2020 roku.
Rano z kubkiem kawy oglądałam wschód słońca nad zalewem.
Przy śniadaniu zapadła decyzja: zostajemy na jeszcze jeden dzień, ale przenosimy się na wypatrzony wieczorem prawie pusty parking blisko plaży. Jurek pojechał tam kamperem, a ja poszłam pieszo. Ale żeby nie było tak prosto to najpierw w drugą stronę aż pod latarnię morską a potem dopiero plażą cały czas z wiatrem. Morze nadal mocno się burzyło.
Po południu był miły spacer do portu rybackiego od strony zatoki. Niewiele brakowało a spóźnilibyśmy się na zachód słońca nad morzem. Szkoda by było.
Fajne miejsce ta Krynica. Wschód słońca nad zalewem, zachód nad zatoką. Pełen wypas.?
Sobota, 19 września 2020 roku.
Rano znów sama wybrałam się na baaardzo długi spacer, morze dużo spokojniejsze, wiatr słabszy. Za to ludzi coraz więcej, zaczyna się weekend. Na szczęście wyjeżdżamy już do Elbląga. Mile będziemy wspominać Krynicę Morską. Wrócimy tu kiedyś, na pewno tak jak teraz poza szczytem sezonu.
Do Elbląga dotarliśmy około południa i zatrzymaliśmy się na parkingu przy rzece dokładnie naprzeciw starówki. Piękny był stamtąd widok, zwłaszcza wieczorem.
Zwiedzanie miasta trwało do wieczora.
Niedziela, 20 września 2020 roku.
To był wyjątkowo leniwy poranek, dopiero koło dziesiątej wyruszyłam na wycieczkę. Wybrałam szlak parków: Planty-Park Traugutta-Park Dolinki-Bażantarnia. Piękna ścieżka pieszo-rowerowa wśród zieleni, w dużej części nad rzeczką. Z parkingu przy Górze Chrobrego zadzwoniłam po Jurka. Gdy przyjechał razem już ją zdobyliśmy. Z góry rozpościera się piękny widok na Elbląg.
Polną drogą doszliśmy potem do niebieskiego szlaku i dalej do amfiteatru. Bażantarnia to przepiękne, urozmaicone leśne tereny, sporo tu ciekawych szlaków. Widzieliśmy też fajne miejsca na nocleg kamperem, można zostać na dłużej i troszkę sobie pochodzić. Jednak to nie w naszej obecnej sytuacji zdrowotnej.
Z Elbląga wyjechaliśmy w kierunku Tolkmicka zwiedzając co nieco po drodze. Najbardziej podobało nam się w Nadbrzeżu, gdzie jest ładna marina i piękny widok na zalew.
Około osiemnastej dotarliśmy do Tolkmicka. Zatrzymaliśmy się na trawiastym bezpłatnym parkingu pomiędzy portem, a restauracją Fregata. Znów obejrzeliśmy cudny zachód słońca. Długo staliśmy na molo i podziwialiśmy doskonale widoczną z tego miejsca Mierzeję Wiślaną, Piaski, Krynicę i Kąty Rybackie. Nad wszystkim góruje latarnia morska, praktycznie niewidoczna z samej Krynicy.
Poniedziałek, 21 września 2020 roku.
Kawusia na molo z widokiem na zalew i mierzeję a potem spacer do miasteczka. Malutkie, spokojne to miasteczko. Jest przepiękny kościół, jest ryneczek, port, molo, plaża. Piasek na plaży może nie taki bialutki jak nad morzem, ale za to blisko jest ładny park, więc w upalny dzień łatwo znaleźć schronienie.
Z Tolkmicka pojechaliśmy do znanego nam już Fromborka. Byliśmy tu dwa lata temu w trakcie wycieczki do Gdańska i nad Zalew Wiślany. W katedrze nadal trwa remont, nie zabawiliśmy więc długo.
Dalej droga prowadziła przez Pieniężno. Znajduje się tam wielki i podobno piękny pięcionawowy kościół, niestety krata skutecznie chroni wnętrze przed takimi jak my turystami. Tuż obok są ruiny ogromnego zamczyska. I imponująca dolina rzeki Wałszy. Warto zatrzymać się w Pieniężnie chociaż na krótko.
Dotarliśmy do Ornety, kamperowcy polecali tam rewelacyjny nocleg, niestety w miejscu pod wskazanym adresem znaleźliśmy tylko tablicę „Na sprzedaż”.
W centrum Ornety ciekawy rynek, ratusz i kościół, ładne tereny rekreacyjne nad jeziorem, ale jakoś nas to wszystko nie przekonało by tu zostać. Postanowiliśmy podjechać do Lidzbarka Warmińskiego. I to była bardzo dobra decyzja! Stanęliśmy na nocleg przy muzeum Pałac Biskupów Warmińskich. Dużo miejsca, w samym centrum, cisza, ładnie oświetlone.
Wtorek, 22 września 2020 roku.
Rano zrobiłam małą wycieczkę najpierw po centrum, potem ścieżką spacerową wzdłuż Łyny. Bardzo ładna trasa, rzeczka się wije, wokół pięknie, zielono. Z Jurkiem spotkaliśmy się przy deptaku, jeszcze mały wspólny spacer i obiadek.
Potem zdecydowaliśmy się na wycieczkę do Parku nad Smysarną. Przepiękna prawie górska trasa wzdłuż rzeki Smysarny, ja zrobiłam nieco dłuższą trasę, Jurek poszedł troszkę na skróty. Niesamowite miejsce i to w środku miasta. Tylko pozazdrościć.
Po południu kamperem podjechaliśmy nad Jezioro Wielochowskie. Można tam dojechać autem, rowerem, albo dojść spacerkiem. Od miasta prowadzi wygodna ścieżka pieszo-rowerowa, około 4 km. Na miejscu ładnie zagospodarowane kąpielisko, pomosty, siłownia, dużo ławeczek. Spory parking oddalony jest nieco od brzegu. A na nocleg wróciliśmy do Lidzbarka na sprawdzone miejsce przy muzeum.
Środa 22 września 2020 roku.
Rano jeszcze raz zrobiłam rundę pustymi uliczkami. Po śniadaniu niespiesznie wyruszyliśmy w stronę Kętrzyna zatrzymując się po drodze w paru ciekawych miejscach:
Stoczek Klasztorny – sanktuarium z ładnym kościołem i pięknie zdobionymi krużgankami, malutki park. Cisza i spokój. Zdecydowanie warto.
Bisztynek – kościół zapewne ładny, ale cóż z tego jak zamknięty. Jest też w Bisztynku ogromny głaz narzutowy.
Reszel – to miasteczko nas zauroczyło. Ryneczek, wysoki most gotycki, zamek. Znaleźliśmy też zadziwiająco duży i ładnie utrzymany park. Najciekawszy był jednak kościół św. Piotra i Pawła z wieżą widokową. Drewniane schody, ponad 200 stopni, więc się troszkę zasapaliśmy, ale wrażenia ze wspinaczki niesamowite. Na dole wiatru nie było, a na górze dość mocno wiało, więc kurczowo trzymałam się poręczy. Opłata co łaska po zejściu na dół.
- Święta Lipka – jeden z najładniejszych kościołów jakie widzieliśmy, przepiękne organy, ominął nas niestety koncert. Krużganki nie prezentowały się tak ładnie jak w Stoczku, ale prace remontowe trwają. Na minus zaskakuje położenie. Nie jest to skromne i ciche sanktuarium ukryte w lesie, obok jest ruchliwa droga, duże wybetonowane parkingi i oczywiście masa zwiedzających.
Po południu dotarliśmy do Kętrzyna, nocleg na parkingu nad jeziorem. Przed zmrokiem zdążyłam jeszcze troszkę sama pospacerować po centrum, wieczorem poszliśmy już razem zwiedzać miasto. Nie wzbudziło ono w nas przesadnego zachwytu, ale fajnie, że jest tutaj ładne jezioro ze ścieżką dookoła.
Czwartek, 24 września 2020 roku.
Rano jak zwykle kawa nad jeziorem, runda wokół jeziora i po miasteczku, śniadanko i w drogę. Celem tego dnia był Wilczy Szaniec w Gierłoży. Po drodze wstąpiliśmy na chwilę na tereny rekreacyjne gminy Kętrzyn – Jezioro Mój.
Ładnie przygotowane miejsce wypoczynkowe, są parkingi dla aut osobowych i duży trawiasty parking dla kamperów, jest kąpielisko, pomosty, toalety. Było zupełnie pusto, jedna tylko osoba siedziała sobie na molo. Nie zatrzymywaliśmy się tam na dłużej, Wilczy Szaniec czekał.
W Gierłoży też elegancko jest wszystko urządzone. Przy wjeździe zapłaciliśmy 2×15 PLN bilety+10 PLN parking. Dla aut osobowych parkingi są wyłożone kostką, dla kamperów przewidziano obszerny trawiasty parking w lesie. Jest tam miejsce na grill i ognisko, można zostać na noc. Obok jest restauracja, bar, sklepik, bezpłatne toalety.
Parę minut po dziewiątej było tu zaledwie kilka osób. Spokojnie przeszliśmy wszystkie dostępne do zwiedzania trasy, z wielkim zaciekawieniem czytaliśmy opisy na tablicach informacyjnych. Zachęcamy do odwiedzenia tego miejsca, trzeba tylko przyjechać jak najwcześniej, zanim dotrą autokary wycieczkowe. Nawet teraz zaczęło się robić tłoczno, a to przecież nie sezon.
Potem zrobiliśmy mały spacer poza teren muzeum. W lesie jest sporo betonowych schronów i innych zrujnowanych budynków. Szkoda, że nikt o to nie dba, nie wyznaczono żadnego szlaku, brakuje opisów.
Z Gierłoży pojechaliśmy prosto do Mrągowa. Całe popołudnie i wieczór szwendaliśmy się po promenadzie. Rewelacja! Nocowaliśmy na parkingu koło przychodni w parku Lotników. Sympatyczne, ciche miejsce, tylko rano trzeba szybko odjechać, by zrobić miejsce pacjentom.
Wieczór spędziliśmy w Łapie Niedźwiedzia, wejście ledwie widoczne z ulicy, ale piwnica kryje prawdziwy skarb. Kanapka z szarpaną wołowiną to mistrzostwo świata! Chrupiąca bułeczka, mięsko doskonale przyprawione rozpływa się w ustach, do tego pyszne frytki i sałata. A kurczak w sosie borowikowym z gnocchi – niebo w gębie.
Piątek, 25 września 2020 roku.
Raniutko kawa z widokiem, spacerek nad jeziorem i przejazd na parking po drugiej stronie miasta, przy plaży miejskiej. Piękne miejsce, stał tam już jeden kamper, przesympatyczna para z Katowic. Pozdrawiamy!
Tego dnia wyszła nam długa wycieczka – pętla wokół jeziora Czos. Aż dziw że noga Jurka to wytrzymała. Kilka razy dziennie kursuje prom na półwysep z Górą Czterech Wiatrów. Cena promu 1,50 PLN, ale Pan powiedział, że wrzesień jest miesiącem oszczędzania i nie chciał od nas nawet takich pieniędzy.
Na półwyspie wspięliśmy się do górnej stacji wyciągów narciarskich. Piękny stąd widok i żywego ducha. Zeszliśmy potem w dół do jeziora i dalej wzdłuż brzegu ruszyliśmy w kierunku amfiteatru. Najpierw była to podmokła leśna ścieżka, potem leśna droga aż w końcu dotarliśmy do promenady. Przy amfiteatrze przystanek na zasłużone piwo i lody.
Nieźle pokrzepieni dokończyliśmy pętlę, wyszło jakieś 11 kilometrów.
Wieczorem z kampera też mieliśmy fajne widoki.
W nagrodę za tak pracowity dzień znów poszliśmy do Łapy Niedźwiedzia, Jurek zamówił tatara i stwierdził, że w życiu nie jadł lepszego. Kuchnia jest tam wybitna.
Sobota, 26 września 2020 roku.
Rankiem obowiązkowa kawa i wschód słońca na plaży. W planie tego dnia był szlak pięciu jezior o długości 12 kilometrów. Musieliśmy go jednak skrócić i zmodyfikować. Najpierw z Polskiej Wsi idąc szlakiem rozpoczynającym się koło Stawu Rybnego dotarliśmy do Jeziora Piecuch.
Po powrocie podjechaliśmy do wsi Lasowiec i też zaliczyliśmy ładny kawałek idąc szlakiem wzdłuż brzegu Jeziora Średniego.
Potem Jurek wrócił do kampera, a ja poszłam dalej tym szlakiem aż do wsi Marcinkowo. Tam się spotkaliśmy.
Dość chodzenia na dzisiaj. Trzeba znaleźć fajne miejsce nad jakimś jeziorem. Kilka razy próbowaliśmy dojechać do oznaczonych na mapie plaż, ale nic nas nie urzekło.
W końcu dotarliśmy do wsi Piecki. Tam właśnie znaleźliśmy rozległy parking, ładne miejsce na ognisko, altanę, pomosty, kąpielisko. Posiedzieliśmy kilka godzin, a jak się rozpadało wróciliśmy do Mrągowa. Niestety w Łapie Niedźwiedzia nie było miejsca, byliśmy niepocieszeni. Tym razem nocleg na parkingu praktycznie w centrum miasta. Miejsce okazało się nie najlepsze bo niedaleko był czynny całodobowy kebab. Na szczęście deszcz cały czas padał i amatorów nocnej przekąski nie było aż tak wielu.
Niedziela, 27 września 2020 roku.
Rano wschód słońca na molo w centrum miasta z widokiem na Amfiteatr.
Szybkie co nieco na śniadanie ( wcale nie kebab) i ostatnia przechadzka do Amfiteatru i z powrotem. Pogoda wyraźnie się pogorszyła, ale nam to już nie przeszkadzało, bo i tak urlop się skończył i pora wracać. Jak już zaczęło padać to padało tak całą powrotną drogę i jeszcze cały kolejny tydzień, praktycznie bez przerwy.
Piękne miejsca odwiedziliście podczas tego urlopu. Świetnie poprowadzona relacja a te odnośniki do miejsc na mapach google rewelacyjnie. Gratuluję.