Tak się złożyło, że to właśnie ostatnio relacjonowany przez nas wyjazd narciarski z 2017 roku był naszym 10-tym całotygodniowym wyjazdem narciarskim w Dolomity. Jeszcze większą dumą napawa nas fakt, że wakacyjny wyjazd w 2016 roku był naszym 20 – tym wyjazdem realizowanym w tej formule.Oczywiście były także wcześniejsze wyjazdy narciarskie do Austrii, na Słowację, w Polsce też oczywiście, ale to właśnie “dziesiątka” w Dolomitach godna jest podkreślenia.
Z kolei letni wyjazd był naszym 20 – tym wyjazdem realizowanym w takiej formule. Nie licząc wcześniejszego deptania Tatr i innych gór po polskiej, słowackiej czy czeskiej stronie granicy zaczęło się to o ile dobrze pamiętamy wyjazdem w Wysokie Taury i Dolomity w 1997 roku. Inne to były czasy, inne realia…
Dalej to już się potoczyło:
1998 – Dolomity, Szwajcaria (Martigny), Aosta;
1999 – Dolomity (Cortina) potem Chorwacja – tam też są góry;
2000 – Dolomity – Cortina, nasz najdłuższy pobyt w jednym miejscu;
2001 – Wiedeń, potem niemieckie Alpy od Berchtesgaden po Oberstdorf. Następnie Lauterbrunnen (Szwajcaria) z legendarnymi czterotysięcznikami, jeszcze Grenoble gdzie zgubiliśmy córkę (to jest cała opowieść), Lazurowe Wybrzeże i znowu Dolomity. Na koniec Słowenia( góry oczywiście). Dużo? W podróży byliśmy 31 nocy poza domem.
2002 – Wiedeń, Belfort, Awinion, Barcelona, Andora, Espot, Ordessa, Gavarnie (Pireneje) potem wybrzeże atlantyckie z wielkimi falami i najwyższą w Europie wydmą.
Kolejne lata od 2003 roku do chwili obecnej opisane już są w tym blogu. Na początku wyjazdy były co najmniej czterotygodniowe. Ale jak zaczęły się długie wyjazdy narciarskie to niestety wyjazdy letnie trzeba było skrócić.