2012. Francja. Dolina Izery. Widok góry Mont Blanc towarzyszył nam w trakcie większości wycieczek.

Uciekając w ubiegłym roku od złej pogody w górach Aosty ostatnie 3 dni naszego wakacyjnego wyjazdu spędziliśmy w Bourg-Saint-Maurice. Niestety tu też było wówczas chłodno i pochmurno, po górach więc nie chodziliśmy. Zwiedzaliśmy za to samo miasto a z zakupionych map oraz materiałów z  biura informacji turystycznej wynikało, że z pewnością będzie tutaj co robić i w górach. Postanowiliśmy więc w tym roku zacząć górskie wędrówki właśnie od tego miejsca.

I słusznie, gdyż jak się  potem okazało atrakcji było tyle, że jak nigdy nie pojechaliśmy już dalej i pozostaliśmy w jednym miejscu do samego końca. A i tak wiele jeszcze pozostało do zrobienia.

Co ciekawe, przez całe trzy tygodnie pobytu w Bourgu i w okolicznych górach nie spotkaliśmy nikogo z Polski, nie widzieliśmy nawet żadnego samochodu z polską rejestracją. Dziwi nas to mocno, gdyż Bourg-Sant- Maurice, atrakcyjnie położony w dolinie Izery oddzielającej Vanoise od masywu Mont Blanc i masywu Gran Paradiso, walorami turystycznymi z pewnością nie odbiega od pobliskich Chamonix czy Courmayeur. Tam z kolei naszych rodaków wręcz zatrzęsienie. A tak nawiasem to widok samego Mont Blanca towarzyszył nam praktycznie we wszystkich wycieczkach.

Zatrzymaliśmy się na kempingu w samym Bourgu na wysokości około 800 m, na którym było ciepło i bardzo wygodnie. Wysoko w górach z pewnością byłoby nam dużo chłodniej w nocy. Bliziutko były też markety z zaopatrzeniem, pysznymi bagietami i  croissantami. Cena kempingu dla 2 osób z namiotem i samochodem i mrożeniem wkładów do lodówki wyniosła 16,62 euro za dobę. Bez prądu, bo mamy w samochodzie przetwornicę 220 V. I jak zwykle żadnych innych opłat za parkingi czy wejścia na teren za wyjątkiem łącznie 12 euro za przejazdy busami opisanymi w tekście. Ceny w marketach zbliżone do naszych, wiele rzeczy wręcz tańszych. Przy samodzielnym przygotowywaniu posiłków koszty utrzymania nie muszą być wyższe niż w Polsce.

Dojazd do każdego z wymienionych poniżej parkingów zajmował nam około pół godziny do 40 minut przy odległości około 30 kilometrów.

W tym roku na wakacje wyruszyliśmy późno, dopiero 19 lipca. W czwartek wieczorem byliśmy w Krakowie.

piątek, 20 lipca.

Wyruszamy raniutko  z Krakowa. Około 9.00 krótka przerwa w Bolesławcu. Sympatyczny ryneczek,  kościół robi wrażenie, ale do środka nie udało nam się wejść.  Pospacerowaliśmy i w drogę. Następny „popas” zrobiliśmy w Baden-Baden. Tu wszystko takie ładne, dopieszczone, wypielęgnowane, jak to w Niemczech.  Za to na ulicach słyszeliśmy tylko rosyjski.

sobota, 21 lipca.

Przed południem przybywamy na kemping w Bourg-Saint-Maurice.  Na torze kajakowym akurat odbywały się zawody dla młodzieży więc po południu poszliśmy je obejrzeć. Fajnie to zorganizowali, np. sztafeta: bieg, spływ odcinkiem górskim toru, pływanie po stawie i „toczenie” piłki, jazda rowerem. Słowem atrakcji co niemiara.

niedziela, 22 lipca.

Samochodem jedziemy do ośrodka narciarskiego  Aime- La Plagne. Parkujemy przy wielkim hotelu i wybieramy szlak na Mont Jovet (2558). Wyszła nam ładna pętla, przejście granią, cudne widoki, trochę świeżego powietrza, ale żadnych łańcuchów.

poniedziałek, 23 lipca.

Samochodem do Ste-Foy-Tarentaise, potem do le Miroir, stamtąd kierujemy się na le Crot. Droga do góry kręta, stroma i wąska, ale wjeżdżamy na wysokość 1750m (po drodze był zakaz ruchu, ale Jurek, który nie zna francuskiego natychmiast odczytał, że to tylko w zimie obowiązuje). Wjechaliśmy więc do Pierre Giret i wybraliśmy szlak na Col de Montseti (2530) i prześliczne jezioro Lac Noir. Potem cały czas kierowaliśmy się na Pierre Giret i nie schodząc do Refuge de l’Archeboc przeszliśmy trawersem do samochodu. I znów nam wyszła ładna pętla, na mapie szlak oznaczony jako trudny, ale bardzo przyjemnie się szło, ludzi mało, widoki piękne. A dwa orły zawisły nade mną tak nisko, że aż przysiadłam z wrażenia.

wtorek, 24 lipca.

Planowaliśmy trasę z parkingu Laval, ale droga była zamknięta z powodu remontu więc pojechaliśmy wąską, stromą dróżką do le Chapelet. Kolejny raz przekonałam się, że taka dróżka jednak dokądś prowadzi. Na wysokości 1750m było kilkanaście domów, kapliczka i góry dookoła. Szlaków oznaczonych nie było, ale wydeptane ścieżki i owszem. Poszliśmy szutrową drogą (robiąc oczywiście skróty po łące) w kierunku góry z krzyżem, potem jeszcze dalej i wyżej do schroniska w budowie, aż zrobiliśmy pętlę. Zero trudności, zero turystów, piękna wycieczka.

środa, 25 lipca.

Samochodem do Nancroix, potem do Refuge de Rosuel. Tam już wielki parking i zakaz ruchu. Wybieramy szlak do Refuge d’Entre-leLac, ale na ten sam pomysł wpadło wiele innych osób i jeden prawdziwy osioł, więc po niecałej godzinie marszu w tym tłoku zrezygnowaliśmy. Szybko znaleźliśmy ładne zapoziomkowane miejsce, a potem przenieśliśmy się na łączkę w cieniu nad strumykiem. Leżakowanie i lornetkowanie. Fajnie było popatrzeć na wspinaczy na Via Ferrata.

czwartek, 26 lipca.

Samochodem w kierunku Chapieux. Po kilku kilometrach ładnego asfaltu zjeżdżamy na nieco węższy, ale jeszcze asfalt (kierunek Fort de la Platte). Potem już tylko wyżej, stromiej i szutrowa droga. Może dla dżipa 4×4 to pestka, ale nasza meganka jęczała na tych zakrętach. Na górze okazało się, że samochodów było całkiem sporo jak na taki extrim. A w samym forcie obecnie mieści się obora!

Poszliśmy w kierunku 5 jezior (cinq lac), ale doszliśmy jedynie do Col de Forclaz (2350) i tam zostaliśmy na dłużej. Pochodziliśmy po okolicznych „pagórkach” pozaszlakowo jak zwykle. Widoki obłędne.

piątek, 27 lipca.

Leniwy poranek, szoping i spacery.

sobota, 28 lipca.

Pochmurno, więc znów spacery po parku i miasteczku.

niedziela, 29 lipca.

Objazdowa i odjazdowa wycieczka po okolicy: Seez, Montvalezan, les Moulins, le Mirior. Serpentyny, wąskie dróżki, kapliczki, skałki. Więcej jeżdżenia niż chodzenia. To się musiało źle skończyć, okazało się, że w samochodzie nie działa wsteczny.

 poniedziałek, 30 lipca.

Samochód oddaliśmy do pobliskiego serwisu, a sami zrobiliśmy pieszą wycieczkę na tor kajakowy i trochę dalej.

wtorek, 31 lipca.

Samochód się serwisuje, a my wędrujemy między hamakiem a leżakiem. Chyba ze 30 stopni w cieniu.

środa, 1 sierpnia.

Rano odbieramy megankę i po obiedzie śmigamy w góry  na Col du Petit Saint Bernard  (2188 m). Stamtąd wybieramy szlak na Col de Traversette (2383m). 1,5 godziny podejścia w dużej części trasą narciarską, ale piękne widoki, zwłaszcza na nasze miasteczko i kemping no i Mont Blanc.

czwartek, 2 sierpnia.

Samochodem w kierunku les Chapieux na Cornet de Roselend. Zostawiamy auto na wielkim parkingu i ruszamy w kierunku  Col du Grand Fond (2671). Początkowo drogą, potem ładnym widokowym szlakiem. Tuż przed przełęczą podejście w skałach, ale żadnych trudności. Potem powinniśmy grzecznie wrócić tą samą drogą jak inni turyści. Ale nie my! Jest na mapie przerywany szlak i da się zrobić pętlę, więc my to zrobimy. Krótki trawersik po żwirowisku i już jesteśmy na drugiej przełęczy-Brèche de Parozan (2663m). Cudnie!!! Za to zejście z góry bardzo, bardzo strome i na ścieżce drobne kamyczki, czyli to co najgorsze dla moich łysych już butów.

Ale potem wędrujemy już pięknym trawiastym balkonem z widokiem na jezioro, to z górki, to pod górkę, to szlakiem, to na skróty. Dość długa wyszła nam ta wycieczka i podejścia w sumie ponad 1000 m, ale warto było!!!

piątek, 3 sierpnia.

Samochodem w kierunku Col de l’Iseran, kilka kilometrów przed Val d’Isere w du Nial skręcamy w lewo w kierunku le Saut. Z parkingu na prawie 2000m idziemy szeroką drogą do Lac Sasiere, potem szlakiem na Col de la Bailletaz (2852). Przepiękna wycieczka, dość wysoko, ale trasa łatwa i przyjemna, wokół piękne góry. Powrót jak rzadko tą samą drogą, ale nie do końca bo z Lac Sassiere wracamy już nie drogą tylko szlakiem po drugiej stronie rzeki.

sobota, 4 sierpnia.

    Samochodem do les Chapieux. Ostatni parking na wysokości 1550 m. Dalej droga zamknięta w godzinach 8.30-18.00. W tym czasie kursują busy co 15 minut albo co godzina /dokładna rozpiska i mapka w wielu miejscach/. Bilet w obie strony kosztuje 3 euro od osoby. Pojechaliśmy do ostatniego przystanku Chalet des Lanchette(1960m) i ruszyliśmy w kierunku Refuge Robert Blanc (2750m). Przy rozdrożu postanowiliśmy nie iść do schroniska, tylko w stronę lodowca, na lewo. Wydawał się być tak blisko, ale to tylko złudzenie. Posiedzieliśmy trochę wśród skał i jednak poszliśmy do schroniska. Trochę okrężną drogą, trochę gubiąc ścieżkę w skałach, trochę po śniegu dotarliśmy do Refuge. Ale pięknie tam było, prawdziwe schronisko, a nie knajpa. Ze schroniska zeszliśmy już głównym szlakiem, dużo po skałach, ale bardzo czepliwych, więc łatwo było. Trzeba tylko pilnować szlaku, bo w skałach ledwo go widać. Wielką atrakcją było stado kozic tuż obok nas. Napatrzyliśmy się! hop do góry

 niedziela, 5 sierpnia.

Rano burzowo-deszczowo, potem spacer do miasteczka na pokaz starych samochodów, nawet fajne to było.

poniedziałek, 6 sierpnia.

Cały dzień leje, więc nadrabiamy zaległości w czytaniu.

wtorek, 7 sierpnia.

Znów piękna pogoda więc samochodem do Refuge de Rosuel. Tym razem nie jedziemy do końca, zatrzymujemy się nieco wcześniej w Les Lanches. Stąd wyruszamy w kierunku Refuge du Mont Pourri. Początkowo strome podejście, potem przecudny balkon z widokiem na wysokie góry i piękną dolinę. Do samego schroniska nie doszliśmy. Zalegliśmy w jego pobliżu na łące przy wodospadzie.

.

 

środa, 8 sierpnia.

Samochodem w kierunku les Chapelles, potem Granier i wreszcie Laval. Tu skończył się asfalt, był parking, ale zakazu nie było, więc pięliśmy się szutrową drogą do góry coraz wyżej i wyżej aż dojechaliśmy do Refuge de la Coire. Stamtąd przepiękną grzędą, potem łąką i ścieżką powędrowaliśmy na Mont Coin (2539). Po zejściu ze szczytu wróciliśmy trawersem do samochodu. góry, góry

czwartek, 9 sierpnia.

Ponownie samochodem do les Chapieux, dalej busem. Wysiedliśmy na przedostatnim przystanku Refuge des Mottest (1870m) i poszliśmy do góry na Col de la Seigne (2516m). Bardzo łatwa i przyjemna trasa, a widoki! Z przełęczy Mont Blanc w całej krasie, tego dnia ani chmurki na niebie, więc było na co popatrzeć. Droga powrotna prawie cały czas ta samą trasą, dopiero przed schroniskiem poszliśmy w lewo do przystanku la Ville des Glaciers. ta biała góra to Mont Blanc

piątek, 10 sierpnia.

Wszystko co dobre szybko się kończy. Wracamy do domu .

⇐ poprzedni wpis                            kolejny ⇒

⇐ strona główna

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *