I znów Mazury 2021

Córka ma niełatwą pracę, do tego jeszcze ta przeprowadzka do Zurichu… Niewiele mogliśmy pomóc, ale postanowiliśmy przynajmniej troszkę ją odstresować, żeby choć przez tydzień o niczym ważnym nie myślała, o nic się nie martwiła, robiła tylko to co lubi.

Plan był prosty: dużo pływania, biegania, spacerów i dobrego jedzenia w pięknych okolicznościach przyrody. Postanowiliśmy wyjechać w jakieś sprawdzone miejsca, takie, które chcielibyśmy pokazać Eli. Wybraliśmy mocno ostatnio przez nas eksplorowane Mazury. Większość miejsc pojawiających się w tej relacji dokładnie opisywaliśmy wcześniej. Oczywiście, nie obyło się bez nowych atrakcji. 

Wtorek, 6 lipca 2021 roku.

O 15, po pracy wyruszyliśmy do Warszawy na spotkanie z Elą. Doleciała z Dublina. Nie tracąc czasu od razu w drogę – kierunek północ. Wieczorem na resztkach sił dojechaliśmy na prawie pusty o tej porze parking przy plaży w Nieporęcie. Niby fajnie, ładne molo i ścieżka spacerowa, ale wcale nie było to spokojne miejsce.

Ruch na drodze obok niemały, całą noc na parkingu kręciły się jakieś samochody… Szkoda, że nie podjechaliśmy kawałek dalej, choćby do Serocka.

Środa, 7 lipca 2021 roku.

Wczesne śniadanko, krótka przechadzka ale ruch samochodowy i turystyczny tężał.  Przenieśliśmy się szybko do nieodległego i bardzo spokojnego Serocka. Stanęliśmy przy plaży miejskiej. Ela popływała, ja pospacerowałam, a Jurek czuwał nad naszym bezpieczeństwem ? i robił zdjęcia.

Potem ładną ścieżką przez park dotarliśmy na rynek zastawiony szczelnie kramami. Trafił nam się dzień targowy! Rewelacja! Nakupiliśmy lokalnych przysmaków, świeżych warzyw i owoców. Przebojem okazały się kiszone ogórki.

Kolejnym przystankiem w naszej podróży było Szczytno. Nie mogliśmy przegapić okazji zjedzenia rewelacyjnej rybki w smażalni, którą świetnie pamiętamy z poprzedniej wizyty kilka tygodni temu. Warto było –  Ela potwierdziła to w całej rozciągłości. Przy okazji rozejrzeliśmy się co nieco po centrum. Fajny ten świeżo zrewitalizowany zamek.

Późnym popołudniem dotarliśmy do Mrągowa. Kamper ustawiony został na znanym nam już parkingu przy dzikiej plaży a my, bulwarem nad jeziorem Czos pomaszerowaliśmy na wystawną kolację do Łapy Niedźwiedzia. I tu też był dobry pomysł. Smakowało wyśmienicie.

Czwartek, 8 lipca 2021 roku.

Cały ranek rozkoszowaliśmy się atrakcjami Mrągowa czyli pływaniem i spacerami nad jeziorem.

Ela jest fanką pływania. Wypływa dość daleko, nawet kilka kilometrów. Jak to rodzice martwimy się o jej bezpieczeństwo. Świetnym prezentem od nas była więc pomarańczowa bojka do pływania, którą holuje za sobą. Nie dość, że w razie czego może odpocząć, to jeszcze jest widoczna w wodzie i żaden pojazd pływający jej nie staranuje. I znakomicie poprawia logistykę.

Do bojki mieszczą się wszystkie ubrania, plecak i inne rzeczy i suche docierają na drugi brzeg jeziora. A tam na brzegu po spuszczeniu powietrza bojka mieści się do niedużego plecaczka i już można ruszać na pieszą wycieczkę.

Po południu wyruszyliśmy w kierunku Gierłoży. Do Wilczego Szańca dotarliśmy dość późno. Okazało się że nocny postój na wewnętrznym parkingu,  możliwy wcześniej w ramach biletu wstępu kosztuje teraz dodatkowo i to jakieś niemałe pieniądze.  Nie warto.  Na nocleg zatrzymaliśmy się więc w ustronnym miejscu na plaży przy Księżycowym Dworku.

Z kampera mieliśmy piękny widok na jezioro Siercze. Przeszła burza, ale potem wieczór był już pogodny, rozpaliliśmy grilla na plaży. Nawet zwykła kiełbaska w takim miejscu smakowała wyśmienicie.

Piątek, 9 lipca 2021 roku.

Dzień zaczął się oczywiście od pływania, potem solidne śniadanie. Pora zwiedzać bunkry. Wypożyczyliśmy audioprzewodniki, wbrew moim obawom było to dobre posunięcie. Słuchałam z przyjemnością, chociaż słowo pisane dużo skuteczniej do mnie dociera. Zwiedzanie trwało długo, Ela była bardzo zainteresowana.

Nie dość nam było wojennych klimatów. Postanowiliśmy jeszcze zwiedzić muzeum i bunkry w Mamerkach. Na resztę dnia i nocleg zatrzymaliśmy się na Przystani Mamerki, nad samym jeziorem Mamry, tuż przy początku Kanału Mazurskiego. Trawiasty brzeg, woda w jeziorze przezroczysta, cudnie! Ceny nie pamiętam, w każdym razie nie była ona wygórowana.

Tak fajnie było, że zrezygnowałam nawet z wycieczki do muzeum w Mamerkach, żeby sobie tu posiedzieć nad wodą. Jurek poszedł z Elą. Trudno opisywać atrakcje tego muzeum, z zainteresowaniem zwiedzali je aż do wieczora.

Sobota, 10 lipca 2021 roku.

Rano obowiązkowe zajęcia sportowe Eli czyli pływanie oraz bieg trasą wzdłuż Kanału Mazurskiego. I my też tam wyruszyliśmy, ale z wariancie light – spacer przepiękną ścieżką tą samą trasą co Ela, aż do nieczynnego mostu kolejowego i z powrotem.

Po drugim śniadaniu pożegnaliśmy przystań i pojechaliśmy do Leśniewa Górnego. Znajduje się tu monumentalna, dość ponura betonowa budowla z początku 20 wieku: niedokończona śluza na Kanale Mazurskim.  Miejsce dość popularne wśród turystów. Zwiedzanie nie zajmuje dużo czasu, można zejść stromą ścieżką na dół konstrukcji, można popatrzeć na śmiałków zjeżdżających na tyrolce, albo nawet samemu założyć uprząż i zwiedzić budowlę z góry.

Zamiast zjeżdżać na linie postanowiliśmy iść za ciosem i obejrzeć jeszcze śluzę Piaski – Guja. Dojazd tam niełatwy, trzeba długo jechać polnymi drogami. Budowla imponująca, niestety w rękach prywatnych i niewiele widać. Bardziej trzeba się domyślać jak to wszystko miało funkcjonować. Z racji ograniczonego dostępu nic dziwnego, że turyści prawie tam nie docierają.

Z tego miejsca wyruszyliśmy na wschód. Wizyta w Suwalskim Parku Krajobrazowym powinna być punktem obowiązkowym każdej wyprawy na północno -wschodni kraniec Polski.

Na wieczór dotarliśmy na nad jezioro Garbas gdzie kamperowcy polecali ładne miejsce wypoczynkowe. Rzeczywiście parking ładnie położony blisko plaży, lecz ruch samochodów duży i kurzyło się niemiłosiernie.  Zwykle milczący Jurek tym razem odważnie zagadał do mieszkańców pobliskiego domostwa i znalazło się najcudniejsze na świecie miejsce na nocleg! Duża działka z wiatą, miejsce na ognisko i prywatny pomost. Rewelacja! A i gospodarzom na pewno przyda się te 50 zł.

Niedziela, 11 lipca 2021 roku.

Poranne atrakcje: kawa „z widokiem”, pływanie, spacerek.

Dopiero koło południa pojechaliśmy do Suwałk na obiadek „U Alika” . Cudem znaleźliśmy wolny stolik. Restauracja godna swojej sławy, jedzenie pierwsza klasa! W rytmie bluesa poszwendaliśmy się po miejskim parku, ponieważ akurat odbywał się tam Suwałki Blues Festival. Koło 18, gdy upał zelżał, pojechaliśmy do Turtula. Szlak Dolina Czarnej Hańczy zachwycający! Urozmaicona trasa: pachnąca latem łąka, las, w dole rzeka, przecudnie. I masę poziomek.

Wycieczka skończyła się po 21, ale jeszcze za widna dotarliśmy na nocleg na znane już nam miejsce przy plaży gminnej nad Jeziorem Kameduł.

Poniedziałek, 12 lipca 2021 roku.

Bladym świtem o 6.30 wyruszyliśmy na szlak wokół jeziora Jaczne. Ładna i wygodna trasa. O 9 byliśmy z powrotem w kamperze.

Słoneczko już nieźle przypiekało.  Jezioro Kameduł jest płytkie, zarośnięte i nie najlepsze do pływania, więc na kąpiele pojechaliśmy nad jezioro Szelment Wielki. Jest tam kompleks WOSiR: restauracja, wyciąg narciarski, MOR dla rowerzystów i wielki parking. Do plaży jakieś 200 metrów.

Nie lada atrakcją jest linowy wyciąg nart wodnych, rzadko mamy okazję z bliska popatrzeć na śmiałków! Zwłaszcza na spektakularne wywrotki, bo jednak niewielu z nich miało doświadczenie.

Ela popływała sobie z bojką, my popatrzyliśmy na narciarzy i też moczyliśmy się w wodzie. Przy takim upale nic innego nie można było zrobić. A już po południu pojechaliśmy znowu do Suwałk. Spaliśmy na parkingu przy Starej Łaźni.

Wtorek, 13 lipca 2021 roku.

Raniutko spacer nad Hańczą i przejazd do Augustowa. Zatrzymaliśmy się na parkingu przy Sanatorium. Pobliska plaża bardzo nam się spodobała, były ławeczki, sporo cienia a ludzi ledwie garstka.

Na obiadek poszliśmy pieszo do Ogródka pod Jabłoniami, ładna trasa wzdłuż jeziora, niecałe 3 km. Jedzenie w tej restauracji zgodnie uznaliśmy za najlepsze podczas całego wyjazdu. Polecamy!

Po południu zatrzymaliśmy się w Tykocinie, tego miasteczka nie sposób ominąć. Na rynku przeczekaliśmy wielką ulewę, my w kamperze, a Ela w muzeum Drewniany Dom Mieszczański. Była zachwycona tym miejscem, meblami, przedmiotami, fotografiami i książkami.

Na wieczór dotarliśmy do Ziołowego Zakątka w Korycinach, chcieliśmy bowiem pokazać Eli to urocze miejsce.

Ogrody nadal zachwycają, ale restauracja mocno nas zawiodła. Spodziewaliśmy się ciekawych dań z dodatkiem tutejszych specjałów, ziół, warzyw, owoców. Zwykły schabowy czy babka ziemniaczana w takim miejscu rozczarowują. A szkoda.

Środa, 14 lipca 2021 roku.

Rankiem pospacerowaliśmy wśród zieloności, zjedliśmy śniadanie – szwedzki stół w restauracji. Było już dużo lepiej niż wieczorem, zwłaszcza naleśniki i racuszki poprawiły nastroje. Pokrzepieni na ciele i duchu wyruszyliśmy w drogę do domu. Dla nas powrót do rutyny a dla Eli ciąg dalszy atrakcji. Już my o to zadbamy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *