Po pierwszym poważnym wyjeździe wakacyjnym potwierdziły się przypuszczenia, że kamper będzie miał ogromny wpływ na nasz sposób uprawiania turystyki. I z całą mocą trzeba stwierdzić, że są to w zdecydowanej większości zmiany na lepsze! I tak po kolei:
Przejazdy na długich trasach. W pierwszym etapie mieliśmy do pokonania odległość 2200 km. Oczywiście zapomnijmy o zachowaniu ustawowych 70 km/h i 80 km/h na autostradzie. Mimo tego przejazd kamperem trwa w mojej ocenie około 3 godziny dłużej na każde 1000 km niż gdyby to się odbywało samochodem osobowym. Dodatkowo kamper wręcz kusi, by po prostu stanąć gdzieś w nocy i porządnie się wyspać. Ucieka kilka godzin, najlepszy czas do jazdy, bez korków, bez przestoi i słońca w oczy. Wygoda jest, ale przez to przejazd niestety zajmuje jeszcze więcej czasu. A urlop jak wiadomo nie jest z gumy. A spanie w osobówce było niewygodne i przez to raczej cały czas się jechało prowadząc na zmiany bez straty czasu.
Jazda w górach. Jak się chce dojść wysoko trzeba najpierw wysoko dojechać. Przed kamperem stanęło ciężkie zadanie. Różnice poziomów niejednokrotnie wynosiły ponad 1000 m przy czym samochód najczęściej załadowany był maksymalnie, gdyż tam na górze postoje planowane były na wiele dni. Sprawował się on dzielnie, jazda odbywała się na dwójce, zużycie chwilowe oscylowało w granicach 20 – 30 l/100 km. Ważnym jest, by szczególnie dobrze zabezpieczyć bagaż przed przemieszczaniem, gdyż ostre wjazdy zakrętami serpentyn zweryfikują wszelkie niedociągnięcia. Mimo często kilkudziesięciu minut ciągłego podjazdu objawów przegrzewania się silnika nigdy nie stwierdzono. Inaczej, dużo gorzej, było ze zjazdami. Oczywiście hamowanie odbywało się silnikiem, tyle że silnik wymagał mocnego wspomagania hamulcami a z tymi jak wiadomo trzeba ostrożnie. Zjazd był zawsze bardziej uciążliwy i stresujący od podjazdu. Marzy się jakaś wersja hamulca górskiego. Busy profesjonalnie jeżdżące po górach są w to wyposażane. Jeżeli ktoś z czytających te słowa zna w praktyce rozwiązanie hamulca górskiego do zastosowania w takim jak mój Fiacie Ducato proszę o wskazówki i kontakt w komentarzach.
Organizacja dojazdów. I tutaj rewelacja. Wystarczy raz się wspiąć wysoko i z miejsca postoju tam na górze robić piesze wycieczki przez kilka dni bez odpalania silnika. W wersji poprzedniej z namiotem czekało nas codzienne wspinanie się samochodem z kempingu i zjazd z powrotem. Zaoszczędzamy więc często i dwie godziny dojazdów dziennie, kupę paliwa i stresów. Jednak aby móc stosować takie rozwiązanie inne systemy kampera muszą pozwolić na przynajmniej kilkudniową samodzielność z daleka od mediów.
Ogrzewanie. Wysoko w górach temperatura otoczenia natychmiast spada po zachodzie słońca. W nocy oscylowała najczęściej w granicach 8-12 stopni, a bywało i 5. Trzeba się także liczyć z przymrozkami i to przy przepięknej słonecznej w dzień pogodzie. Sprawdziliśmy, że stosując kotarę oddzielającą kabinę od reszty pojazdu sami w dwie osoby ogrzewamy kamper do temperatury o 5 stopni wyższej od temperatury otoczenia. Chcąc więc zapewnić sobie komfort na poziomie 18 stopni korzystaliśmy z ogrzewania gazowego. W trakcie całego wyjazdu tylko przez trzy noce nie korzystaliśmy z ogrzewania, ale to już na nizinach.
Lodówka. Także bez niej nie można myśleć o wielodniowym pobycie z daleka od cywilizacji. Dotychczas, wyjeżdżając z namiotem, robiliśmy zakupy właściwie codziennie a jedzenie było przygotowywane do bezpośredniego spożycia, bądź co najwyżej jeszcze na śniadanie następnego dnia. Przechowywanie zapasów lub potraw w nagrzanym do granic możliwości namiocie nie wchodziło przecież w grę. Oczywiście ratowaliśmy się torbą termiczną z wkładami zamrożonymi w udostępnionej dla turystów na kempingach zamrażarce. Jednak dopiero prawdziwa lodówka z zamrażarką taka właśnie jaką mamy w naszym kamperze dała nam pełną wygodę. Potrawy były przygotowywane od razu w większych ilościach, nie było problemów z ich długotrwałym nawet przechowywaniem. Oszczędność czasu nie do przecenienia.
Fotowoltaika. Lodówka kompresorowa, oświetlenie, nadmuchy ogrzewania, pompa wody i z pewnością wiele, wiele innych urządzeń – to wszystko potrzebuje prądu. Każdy, nawet największy akumulator pokładowy w końcu się rozładuje. Nasz o pojemności 120 Ah dzielnie wspomagała bateria fotowoltaiczna zainstalowana na dachu. Na tyle dzielnie, że nawet po kilku dniach postoju wskaźnik akumulatora nie pokazywał żadnych oznak rozładowania. Po tych kilku dniach tylko krótki półgodzinny przejazd, znowu kilka dni postoju i nic. Rewelacja. Faktem jest, że cały czas była piękna słoneczna pogoda a dzień długi. Dodam, że energia elektryczna w tym samochodzie od początku pięknie nam się bilansuje. I nigdy dotychczas nie był podłączony do sieci 230 V.
Inne media. Mając świadomość, że wjeżdżamy wysoko i w zasadzie nie wiadomo na jak długo staraliśmy się wszystkie te zbiorniki co trzeba mieć pełne a te inne puste. I pełną lodówkę. I zapas piwa, wina i wody mineralnej. Trasę w górę pokonywał więc samochód mocno objuczony. Tam w górze bywało z mediami różnie. Najłatwiej było wyrzucić śmieci, często dostępna była też czysta woda. Na miejscu bywały też WC chemiczne, niestety bez możliwości wyprowadzenia kota. W dwóch przypadkach (tak, tak, tam wysoko) były stanowiska obsługi kampera z możliwością opróżnienia wszystkich zbiorników. Reasumując na jakieś tam media można liczyć, ale jednak pewna powiedzmy trzydniowa niezależność w tym zakresie bywała niezbędna.
Sprzęt biwakowy i pozostałe wyposażenie kampera. Namiot to tylko sypialnia i przechowalnia bagażu i jeżeli nie pada wszystkie czynności odbywają się na zewnątrz. Z kamperem jest inaczej, to jest przecież prawdziwy dom. Jak się w naszym przypadku okazało, można by się w zasadzie obyć bez jakiegokolwiek sprzętu biwakowego. Kilka razy tylko korzystaliśmy z krzesełek i stolika, kilka razy najczęściej tylko do intensywnego smażenia na zewnątrz skorzystaliśmy z dodatkowej butli gazowej z palnikiem.
W stałym użyciu była za to torba termiczna robiąca poprzednio za lodówkę. Przechowywane były w niej we względnym chłodzie pozostałe produkty spożywcze. Inny sprzęt biwakowy typu hamak, materac, płachta namiotowa, miski do zmywania i prania nie były wykorzystywane ani razu. A z wyposażenia kampera – mowa tu o wyposażeniu dodatkowym – zdecydowanie sprawdziły się zasłony harmonijkowe na okna kabiny no i oczywiście panele słoneczne o czym już pisaliśmy. Przydatna, czasem wręcz zbawienna jako osłona od słońca okazała się markiza. Jest z nią jednak pewien kłopot. Jest mało odporna na podmuchy wiatru a na parkingu utwardzonym nie ma jej jak umocować. Trzeba będzie pomyśleć o montażu na ścianie kampera dodatkowych wsporników na jej nogi, gdzieś widziałem takie rozwiązanie. Z oświetlenia markizy nie korzystaliśmy ani razu, dni były długie, jasno było jeszcze po godzinie 10. Dodatkowo noce wysoko w górach są zimne i często wietrzne więc dużo przyjemniej było przebywać wewnątrz kampera. Ani razu nie korzystaliśmy też z zewnętrznego prysznica. Wydawało się, że będzie to bardzo przydatne urządzenie np do mycia butów górskich czy zmywania naczyń. Pogoda była piękna i buty się widoczne nie brudziły. Swoją pozytywną rolę odegrały też naczynia jednorazowe, z których w miarę możliwości korzystaliśmy.