2008. Korsyka oglądana z perspektywy gór a nie morza. A jest co oglądać!

KORSYKA 2008  3 tygodnie na wyspie + dojazd

  • nie brakuje gór  powyżej  2000m, są bardzo strome i dosyć trudne i męczące, brakuje dostępnych samochodem przełęczy, podejścia zaczynają się z niskiego poziomu
  • temperatura ok. 30 stopni, ale upał nie był męczący
  • wspaniałe górskie strumienie, w których radośnie pluskają się turyści
  • plaże z piaseczkiem i bez, białymi lub czarnymi kamyczkami, z ludźmi i bez ludzi
  • w górach pusto ludzi bardzo niewiele

  • podejdziesz kawałek w górę i już widzisz w oddali przepiękne granatowe morze,
  • drogi takie kręte, że średnia prędkość wyszła nam chyba ze 30 na godzinę. Czwarty i piąty bieg były zupełnie zbędne
  • jazda samochodem to wielka atrakcja, większość dróg „zapewnia” wspaniałe widoki a nogi nie bolą / najwyżej ręce od kręcenia kierownicą/
  • nie za dużo było supermarketów czyli niewiele okazji do tanich zakupów
  • kempingi na Korsyce i w ogóle wszelkie zakupy są nieco droższe niż na kontynencie we Francji

Pomysł wyjazdu na Korsykę pojawił się gdzieś zimą. Jak zawsze na początku byłam na nie, gdzie to w ogóle jest, czym tam dojechać i co tam robić, przecież ja chcę w góry, a nie nad morze. Ale na wszelki wypadek zajrzałam do Internetu i .. jakże błędne miałam wyobrażenie o tej wyspie. Zaczęliśmy więc coraz poważniej szykować się do wyjazdu. Pierwsze pytanie: na jak długo. Na mapie wyspa wygląda na niewielką, ale internauci piszą, że tyle ciekawych rzeczy. Postanawiamy, że jak już inwestujemy w przeprawę promową to nie po to, żeby po tygodniu wracać. A więc 3 tygodnie. Bilety na prom kupiliśmy przez Internet /kartą kredytową/ na początku maja. Nasza córka /już studentka/ mogła pojechać z nami tylko na tydzień. Dobre i to. A więc w jedną stronę 3 osoby,  z powrotem 2 + samochód. Najtańsza była oferta MOBY LINES – 120 euro.

Prom na Korsykę wyruszał z Livorno w poniedziałek 14 lipca o 9.00.  Z domu wyjechaliśmy w piątek po południu, w sobotę rano pospacerowaliśmy 2 godziny po LINZ (Austria). Potem zatrzymaliśmy się na nocleg nad jeziorem Cheemsee (Niemcy). W niedzielę rano spotykaliśmy się z córką, która dojechała pociągiem z Monachium i wyruszyliśmy  już razem w dalszą drogę. W okolicach Florencji byliśmy około 16.00 a więc narzuciliśmy jeszcze z 70 km i pojechaliśmy do SIENY . Szkoda że mamy tak mało czasu, miasto jest cudne, wspaniały „krzywy rynek”.

.

Wiemy, że warto tu wrócić. Podobnie zresztą jak do Pizy, którą „zwiedzaliśmy” jeszcze tego dnia od 23 do 2 nad ranem. Przynajmniej nie było gorąco a miasto było pięknie oświetlone. W kolejce do promu ustawiliśmy się około 3.00 i wcale nie byliśmy pierwsi. Ucinamy sobie drzemkę w samochodzie.

dzień 1

9.00 ruszamy w morze. Całe szczęście, że nie braliśmy kabiny, byłby to zupełnie zbędny wydatek. Pięć godzin płynięcia większość czasu spędziliśmy na pokładzie widokowym, ale wiele osób spało w wygodnych fotelach i kanapach, małe dzieci szalały  w „bawialni”, cierpiących na chorobę morską było niewielu.

. O 14 przypływamy do Bastii. Spokojnie znajdujemy kemping w MIOMO 4 km od Bastii. 3os+namiot+auto =21 EUR/dzień. Toalety takie sobie, ale cudny widok i piękna rozłożysta morwa chroniąca nas przed upałem. Wieczorem jedziemy do Bastii na pokaz sztucznych ogni, to przecież 14 lipca narodowe święto, więc Francuzi się bawią. 

dzień 2

Całodzienna wycieczka samochodem na CAP DE CORSE. Widokowa, kręta /jak wszystkie na Korsyce/droga wzdłuż wybrzeża ok.130 km. Kilka razy zatrzymujemy się na kąpiółki  w urokliwych zatoczkach na prawie pustych plażach. 

dzień 3

Przejazd z Bastii do Calvi. Znów cudne widoki i kąpiele w cieplutkim morzu. Po południu wyjazd na N-D de la Serra: tam spacer z widokiem na Calvi. Noc na kempingu Bella Vista za 29.5 EUR. Niestety nie starczyło czasu na wycieczkę do la Revellata, a ponoć warto.

dzień 4

Przejazd do Porto, stawiamy namiot na c. SOLE E VISTA /2 noce za 55.8 EUR/, jemy obiadek, wreszcie zakładamy traperki i ruszamy na pierwszą górską wycieczkę niezbyt długą ani trudną 3-4 godz. spacer GORGES DE SPELUNCA. Z Porto drogą D124  do wioski OTA i dalej do parkingu.

dzień 5

Rezerwat Les Calanches – czerwone skały o przeróżnych kształtach /coś jak Adrspaskie Skalne Miasto/ i oczywiście zapierające dech w piersiach widoki: czerwone  skały i turkusowe morze.

Robimy ładną pętelkę ok. 5-6 godz./łatwa trasa/ a potem śmigamy na słynną PLAGE D’ARONE i staczamy walkę z wielkimi falami /majtki trzeba mocno trzymać/. 

dzień 6

Przejazd do Porticcio. Szukamy taniego kempingu polecanego przez internautów, aż w końcu ktoś nam wyjaśnił, że został on zalany przez powódź 2 lata wcześniej i jeszcze go nie odbudowali. Zostajemy więc na tym drogim BENISTA za 35.40 EUR. Dobrze, że to tylko jedna noc. Popołudnie i wieczór spędzamy w Ajaccio. Szczerze mówiąc było to mało zajmujące miejsce: za dużo ludzi i samochodów, ale musieliśmy tu być.

dzień 7

Rano odwozimy nasze dziecko kochane na lotnisko w Ajaccio, stolicy Korsyki. Ela nie wierzyła, że na Korsyce z rodzicami będzie tak fajnie i zaplanowała pobyt w Londynie. Potem się okazało, że gorzko tego żałowała. Z krainy słońca i ciepłych wód odleciała do kraju wiecznych mgieł i deszczu. A wspaniałe zbrązowiałe ciałko trzeba było okrywać swetrami i kurtkami. A my ruszyliśmy w stronę  południowego krańca wyspy.  W pobliżu PROPRIANO  zboczyliśmy z głównej drogi ok. 20km, aby obejrzeć FILITOSA – zbiorowisko niesamowitych kamiennych pomników, podobno jest to jedyne miejsce w Europie gdzie zachowała się wioska i miejsce tajemniczego kultu sprzed 8000 lat. Bilet dla dorosłego = 6 EUR. Spacerowaliśmy  wytyczoną trasą  ok.2 godz. Po południu znajdujemy sympatyczny kemping niedaleko od BONIFACIO – Campo di Liccia. Niełatwo było znaleźć ładne miejsce , a zdarzały się nawet kolejki do prysznica. Cena ok. 17 EUR

Wieczorem wyruszamy do portu, popatrzyliśmy na tabuny luksusowych  jachtów i jak na „górali” przystało wspięliśmy się do starego miasta na górze. A tam sama radość, malownicze wąskie uliczki, knajpki, sklepiki itp. Wszystko pięknie oświetlone. Ale wystarczy zajrzeć do klatek schodowych /nieremontowane, ciasne, strome schody/ , aby przekonać się że stali mieszkańcy nie zawsze żyją w luksusie.

dzień 8

Samochodowa wycieczka w po okolicy: piękne puste plaże, zatoczki. Trochę dzika ta Korsyka i trochę zaśmiecona.  Po południu oglądamy  klify, z góry, potem z poziomu plaży. A więc istnieje coś co lepiej wygląda z dołu niż z góry. TO WŁAŚNIE KLIFY.

dzień 9

Cały dzień na klifach szlakiem i poza nim

Oczywiście powędrowaliśmy dużo dalej niż „normalni” turyści. Potem plaża na Capo Pertusato: zejście w dół to pestka gorzej było wracać pod górę, ale my byliśmy w traperach więc mieliśmy łatwiej niż plażowicze w klapkach. BONIFACIO, KLIFY I TA PLAŻA TO NR 1 NA KORSYCE. Jaka szkoda, że nie ma z nami Eli.

dzień 10

Klify Korsyki są cudne, ale pora wreszcie ruszyć w góry. Przenosimy się w okolice SALENZARY. Camping „U ROSUMARINU„: nasz  zestaw czyli 2 os+namiot+auto=12EUR. Warunki dobre, a najpiękniejsze były kąpiele w górskim strumieniu /ciepłym!!!/ i raczej płytkim, skoki do wody ze skał bo były i głębsze miejsca, Coś niebywałego: wracasz sobie z gór i pluskasz się w wodzie, albo leżysz na skałce. Cudne miejsce. A jakie zapachy kwiatów i ziół!

dzień 11

Wycieczka na Col de Bavella. Samochód zostaje na zatłoczonym parkingu na przełęczy, dalej już tylko pieszo  w górę szlakiem GR 20. Stromo i gorąco, szlak nieźle oznaczony. Dotarliśmy do przełęczy popodziwialiśmy widoki i zeszliśmy  w dół. Stromizna na trasie to mniej więcej jak np. końcówka przejścia przez Polski Hrebień albo Bystre Sedlo Tylko my nie przechodziliśmy a wracaliśmy tą samą trasą.

dzień 12

Przejazd do CORTE i szukanie kempingu. Najładniejszy był dla nas za drogi, na ładnym nie było miejsc. Ten średni – L’Albadu  był ze 2 km i parę zawijasów za miastem, ale było tam duuużo miejsca i bardzo mało ludzi, śmieszne prysznice i konie. No i cena bardziej przyjazna ok. 10 Eur.

dzień 13

Długa wycieczka : drogą D 623 /Gorges Restonica/ dokąd się da samochodem, a da się dosyć wysoko, tylko że za parking trzeba zapłacić 5 EUR.  Opłatę pobierają parę km wcześniej, ale tym razem warto było zapłacić. Droga wąska, ale na górze duży parking. Robimy tam piękną pętelkę GR 20. Po drodze dwa jeziora. Trochę stromo.

dzień 14

GORGES DU TAVIGNANO – pieszo z parkingu tuż za Corte. Pełen luz,  trasa spacerowa tylko podziwiać widoki. Trasa typu tam i z powrotem więc po ok. 2-3 godzinach zalegliśmy na kamieniach nad strumykiem /jak i reszta piechurów/. Ludzi nawet sporo, ale każdy znalazł  jakiś ustronny zakątek.

dzień 15

Ambitny plan: obejrzeć z bliska MONTE d’ORO. Dosyć długo jechaliśmy na Col de Vizazavona, potem podejście bardzo sympatyczne w stronę przełęczy, ale pogoda się psuje i musimy zawrócić. Ledwo doszliśmy do samochodu jak rozpętała się burza. Lało uczciwie, ale krótko.

dzień 16

COL DE VERGIO – wprawdzie jechaliśmy ponad godzinę z CORTE: N 193 na północ za Francardo w lewo na D 84 – trasa bardzo malownicza. Z przełęczy wchodzimy GR 20  w kierunku schroniska Ciuttulu. Do samego schroniska nie docieramy, odpoczywamy na grani i wracamy. Trasa dosyć długa, ale łatwa.

dzień 17

Pora ujrzeć najwyższy szczyt Korsyki MONTE CINTO.

Znów z Corte na północ drogą N 193. Za Ponte Leccia drogą D 147 na ASCO i dalej na HAUT ASCO. Wg mnie najładniejsza droga na Korsyce /czasem trudno się minąć/.

Ok. 5 km przed Haut Asco zostajemy na najładniejszym kempingu na jakim byliśmy na Korsyce. Czysto, dużo miejsca, mało ludzi, w cieniu sosnowego lasu, nad potokiem szumiącym.

dzień 18

Samochodem na parking w Haut Asco i pieszo GR 20 w kierunku  Punta Minuta. Szczyt oczywiście poza naszym zasięgiem. I tak ostatnie podejście na przełęcz dostarczyło nie lada emocji. Szlak nietrudny, tylko końcówka bardzo stroma. Z przełęczy pod Punta Minuta roztaczały się niezapomniane widoki. Siedzieliśmy sobie na półeczce i cieszyliśmy się że nie musimy schodzić w dół pięknego „cyrku” jak inni wędrowcy z plecakami, którzy wybrali wariant przejścia całego GR 20  z Calenzany do Conca. Jak widać z opisu my robiliśmy tylko fragmenty tego szlaku.

dzień 19

Ponownie z parkingu w Haut Asco wycieczka na przełęcz MUVRELLA. Było pięknie, ale niełatwo. Bardzo stromo  i w paru miejscach  spore trudności. Wspinając się pod górę z niepokojem myślałam kto mnie stamtąd „zdejmie”, ale zejście okazało się nie takie straszne. Kilka minut po nas na przełęcz dotarła matka z córką ok. 10 lat więc może ta wspinaczka nie była taka trudna.

dzień 20

Opuszczamy przepiękny kemping.

 Nie zdążyliśmy zdobyć MONTE CINTO, zresztą wielu cudów Korsyki nie zdążyliśmy zobaczyć. Więc trzeba będzie wrócić!

Na razie powracamy z centrum wyspy na wybrzeże, bliżej naszego promu. Na 1 noc zatrzymujemy się na przyzwoitym kempingu Olmello w Valle di Campoloro (14EUR). Plaże wschodniej Korsyki niestety nie są takie ładne jak zachodniej.

dzień    21   22   23  

Ostatnie morskie kąpiele i o 13 meldujemy się w porcie. Prom ma spore opóźnienie, wypływamy ok. 16.00. Do ponownego zobaczenia Korsyka. wrócimy tu na pewno. Na promie długo delektujemy się widokiem  zachodzącego  słońca. 

Z promu zjechaliśmy po 21.00 w niedzielę. Kilkanaście kilometrów za Livorno w naszym kochanym autku coś łupnęło i stoimy na drodze szybkiego ruchu. Całe szczęście, że jak zawsze jesteśmy przezorni i ubezpieczeni /moto assistance/ . Chwila paniki, gdzie znaleźć kwity, potem telefon do operatora i akcja ratunkowa potoczyła się wartko: samochód na lawetę, nas do hotelu. Uszkodzenie było poważne /rozrząd/. Wyjechaliśmy  stamtąd dopiero w środę rano. Właściciel hotelu i jego córka byli nam bardzo pomocni: dzwonili do warsztatu, wozili, kiedy było trzeba. Naprawdę byliśmy pod wrażeniem życzliwości spotkanych tam Włochów. Operator PZU tez spisał się na medal.

dzień 24

Wstajemy o 8.00 i już o 10.00 jesteśmy we FLORENCJI. Cóż, niewiele można zobaczyć w ciągu paru godzin. Miasto piękne, ale straszliwie zatłoczone, chyba nie chciałabym tu wracać. Za to BOLONIA zrobiła na nas wielkie wrażenie. Przepiękne, cisza, spokój, żadnych wycieczek. Poszwendaliśmy się po ulicach i podcieniach do 23.00. Podjechaliśmy kawałek, ucięliśmy sobie drzemkę w samochodzie i bladym świtem wylądowaliśmy w PADWIE. No tam to już spotkaliśmy zaledwie parę osób /była 4 rano!/. Pospacerowaliśmy ze 2 godziny i postanowiliśmy jednak poczekać do otwarcia kościołów. A więc znowu drzemka w samochodzie i o 7.30 znów ruszamy zwiedzać. Taki sposób zwiedzania jest niegłupi (: zaparkujesz bez trudu i nie ma tłumu turystów.

Po południu docieramy w Dolomity, dawno nas tu nie było więc nie możemy przegapić takiej okazji, mamy czas do soboty. Niedaleko Cortiny zatrzymujemy się na znanym nam kempingu Rocchetta, ale ceny nas zszokowały – 26 EUR. Przez dwa lata kemping ten był naszym centrum wypadowym w Ddolomity, był kameralny i niedrogi. Teraz tłok i drożyzna. Co to się narobiło!

dzień 25

Na zakończenie naszej wyprawy robimy sobie ładną /6-7 godz/ wycieczkę w pobliżu Cortiny. Pogoda nas nie rozpieszcza; pochmurno i chłodnawo.

dzień 26

Noc była zimna, rano góry przyprószone śniegiem, na dole pokapuje deszcz. Przynajmniej nie tak żal wracać do domu. Dolomity to wspaniałe góry, długo były nr 1 na mojej liście. Ale jeszcze parę lat temu kiedy je zdeptywaliśmy nie były tak zatłoczone i nie takie drogie. Może trzeba było znaleźć inne mniej znane miejsce?

 PODSUMOWANIE:

To była wspaniała wyprawa, na samej wyspie spędziliśmy 3 tygodnie. Noclegi kosztowały nas nieco ponad 300 EUR, prom 120. /no i oczywiście dojazd/. Czy to dużo? Zajrzyj na stronę jakiegoś biura podróży i porównaj koszty dla 1 osoby za tydzień. Nas było troje przez tydzień, a przez 2 tygodnie dwoje. Nie liczę zakupu serów, wina croissantów, bagietek czy innych frykasów. Ale jak jestem w domu to też wydaję pieniądze na codzienne zakupy.

⇐ poprzedni wpis                                                kolejny ⇒

⇐ strona główna

One thought on “2008. Korsyka oglądana z perspektywy gór a nie morza. A jest co oglądać!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *