Nie tylko kamperem. Zurich.

Nasza córka Ela to niespokojny duch. Po niespełna trzech latach pracy w Dublinie zaaplikowała do zespołu Googla w Zurychu. Została przyjęta i od sierpnia „Herzlich wilkommen In Zurich”. Radość i duma, ale stres też niemały. W miarę szybko udało jej się wynająć mieszkanie, przy urządzaniu którego mogliśmy cokolwiek pomóc. Tata inżynier miał szansę się wykazać przy instalowaniu oświetlenia czy skręcaniu mebli. Ale i zwiedzania miasta i okolicy też było sporo!

Szwajcaria to kraj bardzo przyjazny kamperom, oczywiście jeśli zatrzymują się na kempingu. Oficjalnie obowiązuje bowiem zakaz nocowania w kamperze poza kempingami. Nas kemping z przyczyn oczywistych nie interesował a parkowanie kampera na ulicy w Zurichu to nie jest najlepszy pomysł.

Zaplanowaliśmy od razu, że kamper zostaje na parkingu przy kempingu w Niemczech, a córka odbierze nas swoim samochodem. Zostało to uzgodnione telefonicznie z właścicielem kempingu, jechaliśmy więc „na pewniaka”.  Nie chciał on żadnych pieniędzy, powiedział tylko, żeby przywieźć mu coś z Polski. Dobrze, że to był właściciel a nie właścicielka bo przynajmniej prezent był oczywisty: flaszka Żubrówki i słuszne pęto swojskiej kiełbasy. I jeszcze wedlowskie Ptasie Mleczko, które to, w przeciwieństwie do reszty, nie wzbudziło w nim przesadnego entuzjazmu.

Pozostawienie kampera w Niemczech to była bardzo dobra decyzja, podczas wielu bliższych i dalszych spacerów nie znaleźliśmy w Zurichu nawet pół miejsca na jego zaparkowanie. Miejsca za żółtą linią to parkingi prywatne, za linią białą miejsca płatne – oczywiście, o ile znajdziemy wolne miejsce i do tego, co już graniczy z cudem, w sam raz na kampera. Trzeba się też liczyć z kosztami ponad 30 franków za dobę, postój jest bezpłatny tylko w godzinach 19-7 oraz w niedzielę.

Są jeszcze niebieskie linie z parkingami z godzinnym lub dwugodzinnym limitem czasowym oraz dla mieszkańców, którzy mają wykupione pozwolenia na konkretne auto. Mieszkańcy mogą też wykupić dla swoich gości pozwolenia w cenie 15 CHF/doba. Wówczas można stawać na takim parkingu, oczywiście o ile znajdzie się miejsce.

Widzieliśmy jakieś tam kampery za niebieską linią, ale tylko ze szwajcarską rejestracją czyli miejscowe. A na dużym płatnym parkingu przy jeziorze stało kilka z obcymi rejestracjami. Jakie koszty i czy w nich nocowano nie wiemy.

Generalnie parkowanie w Zurichu dla obcych to koszmar.  Wygląda na to, że najlepiej zainwestować w kemping i zwiedzać miasto bez stresu. A warto!

Na szczęście nie wszystko jest takie straszne:

  • W mieście jest mnóstwo ulicznych kranów, w których woda smakuje lepiej niż niejedna butelkowana. Wystarczy mieć przy sobie małą butelkę i uzupełniać ją w razie potrzeby.
  • Toalety są bezpłatne i dostępne naprawdę w wielu miejscach, wystarczy tylko dobrze się rozejrzeć.
  • W restauracjach tanio nie jest, ale bez problemu można kupić dania w pudełkach w sklepie i zjeść w ładnym miejscu w parku lub nad rzeką. Wiele osób tak robi!
  • Wstęp do ogrodów botanicznych jest bezpłatny.
  • W ramach biletów komunikacji miejskiej można pływać promami po rzece i jeziorze, można też wjechać kolejką linową na górę.

Spędziliśmy w Zurychu jedenaście dni, od 29 sierpnia  do 7 września 2021 roku. Były długie spacery w pięknych okolicznościach przyrody, spotkania z przyjaciółmi naszej córki, a nawet jedna górska wycieczka!

Nasze spacery rozpoczynały się przy ulicy Ackerstrasse w pobliżu Hauptbahnhof:

Europaallee: dzielnica w centrum Zurychu obok Hauptbahnhof. Nowoczesne biurowce, prestiżowe sklepy, restauracje. Szeroka aleja z ławeczkami i ciekawymi konstrukcjami z zielenią, najbardziej rzuca się w oczy fontanna, która wygląda jak wielka kałuża. Mało które dziecko opiera się pokusie zamoczenia nóg.

Jest tu kilka biur Googla, więc tu właśnie odprowadzaliśmy nasze „dziecko” do pracy i stąd odbieraliśmy. Piękne miejsce.

Jeden wieczór spędziliśmy z przyjaciółmi Eli w pobliskim barze z kuchnią brazylijską. Rewelacja i niedrogo, oczywiście jak na szwajcarskie warunki.

Schanzengraben: malownicza ścieżka nad wodą wzdłuż dawnych fortyfikacji. W porze lunchu spotkaliśmy tu niewielu turystów, za to pracownicy okolicznych biur tłumnie wylegli by zjeść swój posiłek na łonie natury.

Pospacerowaliśmy też po Alter Botanischer Garden w okolicy Bahnhof Selnau . Ogród jest mały, ale ogromne drzewa robią wrażenie. 

Altstadt. Po obu stronach rzek. Byliśmy i za dnia kiedy jest pusto i można podziwiać wspaniałe kamienice oraz wieczorem, gdy jest gwarno i wesoło a budynki ładnie oświetlone. A punkt widokowy Platz Lindenhof to po prostu punkt obowiązkowy podczas pobytu w Zurychu niezależnie od pory dnia czy roku!

Spacery nad jeziorem. Promenada po prawej stronie to arboretum, urokliwe zatoczki i dużo zieleni. Trasa po lewej stronie: szerokie aleje, plaże, trawniki, place zabaw i piękny Chinagarten. Wrażenie robi Opernhaus, na wielkim placu jest dużo luźno ustawionych krzeseł, można spokojnie usiąść, odpocząć i delektować się widokami.

Botanischer Garten der Universitat Zurich. Duży, wspaniale urządzony, ze szklarniami gdzie można podziwiać tropikalny las, albo pustynne kaktusy. I znów te ogromne drzewa! 

Werdinsel: wyspa na rzece Limmat – przepiękna trasa poprowadzona wzdłuż rzeki, najczęściej po obu jej stronach. Doszliśmy nią na sam cypel wyspy jedną stroną mijając park, ogródki działkowe, tamę. Niecałe 5 kilometrów, trasa popularna wśród biegaczy. Powrót po drugiej stronie. Widzieliśmy też fajne kąpielisko, w którym płynie się z wartkim nurtem rzeki tylko w jedną stronę, a wraca pomostem. 

Góra Uetliberg: imponujący widok na panoramę miasta. „Zdobycie” tej góry to był chyba najciekawszy dzień w Zurychu. Kupiliśmy 24 godzinne bilety, które pozwalały na korzystanie z pociągów, komunikacji miejskiej, kolejek linowych oraz promów. Najpierw pojechaliśmy pociągiem do Adliswil, potem krótki spacer do dolnej stacji kolejki, wjechaliśmy  na górę i  przeszliśmy piękną trasą do Uetliberg (około 6 km). Ze szczytu rozpościera się widok na miasto oraz okoliczne góry.

Powrót pociągiem ale nie do domu tylko do dzielnicy Wiedikon, gdzie  zasiedliśmy za stołem w restauracji etiopskiej. Zamówiliśmy zestaw degustacyjny na 3 osoby, które podano na placku na dużej tacy przykrytej kolorowym kołpakiem. Były tam różnego rodzaju gulasze warzywne, jagnięcina i kurczak.

Ciekawy był też sposób jedzenia, zamiast sztućców placki z grubego, kwaśnego ciasta, w które rękami należało sprytnie zawijać potrawy. Jedzenie wyśmienite, ale ciężko było to “zjeść z godnością”. Troszeczkę się upaćkaliśmy ku uciesze obsługi i licznych gości. Kropka w kropkę wszyscy oni posturą i wyglądem przypominali piratów z filmu ”Kapitan Phillips”, szczupli, wysocy. Ale wcale nie czuliśmy się tam nieswojo.

Następnego dnia przed południem wykorzystaliśmy jeszcze nasze bilety na rejs stateczkiem – promem po jeziorze oraz po rzece. Cudownie było zobaczyć miasto z wody!

Rieter Park: rozległy park ze starymi drzewami, trawnikami do opalania, ławeczkami ukrytymi w cieniu, na górze piękny widok na jezioro i Uetliberg po drugiej stronie.

Spacer po lesie w pobliżu Universitet Zurich Campus Irchel i podziwianie panoramy miasta, a na zakończenie wspaniała kolacja u przyjaciół Eli.

Dzielnica Zurich-Nord i nieużywany już wiadukt zamieniony w trasę spacerową na wysokości trzeciego piętra.

Ostatni dzień pobytu w Szwajcarii wykorzystaliśmy na obejrzenie słynnego wodospadu Rheinfall i miasteczka Schaffhausen, Szafuzy po naszemu. To jedne z większych atrakcji turystycznych północnej Szwajcarii. Byliśmy tam już wiele lat temu, ale ogrom wodospadu cały czas robi olbrzymie wrażenie. Wodospad można okrążyć przechodząc mostem na drugą stronę.

Fajną opcją jest powrót promem, jedynie 3 franki od osoby. Potem w przepięknej Szafuzie spędziliśmy jakieś dwie godziny, trochę mało ale cóż, pora już była wracać do stęsknionego za nami kamperka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *