W niedzielę wracaliśmy z naszego „wakacyjnego” objazdu po Warmii, Zalewie Wiślanym i Mazurach w fatalnej, deszczowej pogodzie. Potem też cały tydzień lało niemiłosiernie. Gdy w sobotę wyjrzało słońce nic nie mogło nas powstrzymać przed kolejnym wyjazdem. Ruszyliśmy na Podlasie.
Sobota, 3 października 2020 roku.
Wyruszyliśmy rano na północ wzdłuż Bugu zwiedzając po drodze kilka ciekawych miejsc.
Kodeń, miejsce kultu – spacer po ładnym parku i ogrodzie ziołowym.
Szwajcaria Podlaska – przepiękny szlak wzdłuż rzeki Bug. Najpierw zatrzymaliśmy się na parkingu przy czołgu i poszliśmy popatrzeć na rzekę z wysokiej skarpy. Ładny widok tylko nas rozjuszył, trzeba było poszukać dłuższego szlaku.
Zawróciliśmy więc do mostu na Krznie, kamper pozostał na miejscu i pieszo szlakiem czerwonym ruszyliśmy polną drogą w kierunku Bugu. Po jakimś kilometrze pojawił się niewielki parking i kilka tablic informacyjnych.
To był koniec szlaku, ale mimo to poszliśmy jeszcze kilometr dalej do ujścia Krzny. Tam wędkarz wskazał nam dziką ścieżkę prowadzącą dalej podnóżem skarpy aż do parkingu z czołgiem.
Jurek zawrócił by podjechać tam kamperem, a ja troszkę z duszą na ramieniu ruszyłam pieszo. Obawy były niepotrzebne, trasa piękna, widokowa, wygodna, tylko na samym końcu bardzo strome było podejście na skarpę.
Pratulin – sanktuarium poświęcone zamordowanym w 1874 unitom. Pięknie utrzymane zielone tereny, łąki, sosnowy lasek, ławeczki, mosteczki, jest gdzie pospacerować. Jest dom pielgrzyma z restauracją, ale nie byliśmy w środku. Bez trudu znalazłoby się też ładne miejsce dla kampera.
Kusiło nas by pozostać na noc, ale chcieliśmy jeszcze zobaczyć tego dnia Janów Podlaski. Spacer po Janowie nieco nas rozczarował, nocleg przy głośnym rynku nie wchodził w grę.
Na powrót do Pratulina było już za późno, ruszyliśmy więc dalej do Konstantynowa. Jest tam duży parking koło kościoła, szkoda tylko, że przy głównej drodze. Ciemną już nocą znaleźliśmy inne, ciche i spokojne miejsce. Rano okazało się też, że jest ładnie ukwiecone.
Niedziela, 4 października 2020 roku.
Obejrzeliśmy pałac i park w Konstantynowie. Pałac z pewnością pamięta lepsze czasy, teraz jest nieco zaniedbany. Park też, nie widać żeby ktoś się szczególnie o niego troszczył. Tyle, że akurat parkowi dodaje to trochę uroku. Taki las w środku wsi, cień i ochłoda w upalne dni.
Podjechaliśmy potem do Gnojna. Jest tam ładnie urządzone miejsce wypoczynkowe naprzeciwko kościoła. Teren ogrodzony, kilka drewnianych domków, miejsce na ognisko, podany telefon do pani Doroty, opiekunki tego miejsca. Pospacerowaliśmy chwilę, na jednym z budynków jest tablica poświęcona aktorowi Wacławowi Kowalskiemu, wszystkim znanego z roli Pawlaka.
Niedaleko jest polecana przez wiele przewodników 30-mertowa skarpa nad Bugiem. Rzeczywiście prezentuje się nieźle, chociaż jest trochę porośnięta krzewami.
Popstrykaliśmy zdjęcia, Jurek wrócił do kampera, ja poszłam przepięknym leśnym szlakiem wzdłuż rzeki. Za stanicą harcerską skręciłam w lewo, w drogę która doprowadziła mnie do Dworu Zaścianek. Tam czekał już na mnie stęskniony kamper i stęskniony małżonek oczywiście! Potem jeszcze był wspólny już – z małżonkiem, nie kamperem – dłuuugi spacer po nadbużańskich łąkach. Ale tu ładnie!
Podjechaliśmy do Serpelic – miejscowości wypoczynkowej, która chyba czasy świetności ma za sobą. Byliśmy tam już wcześniej – Kontynuując linię bagienną: Narew i Biebrza. Nam podoba się w Serpelicach rzeka. Bug tam za każdym razem jest inny.
Wszystkie restauracje nieczynne bo już po sezonie, ale w czym problem – kuchnia w kamperze działa przecież bez zarzutu. A na straganie koło kościoła kupiliśmy jabłka, gruszki i śliwki. Smakowały wyśmienicie!
Nieźle pokrzepieni pojechaliśmy do Zabuża przeprawić się promem na drugą stronę rzeki do Mielnika. Niedaleko miejsca przeprawy jest hotel SPA, pięknie położony na skarpie, tonący w zieleni. Warto zwiedzić to miejsce. Obok, przy drodze jest też obszerny, utwardzony parking, pewnie można tu przenocować kamperkiem.
Przeprawa kamper + dwie osoby kosztowała 12 zł. Prom jest niewielki, nasz bus się zmieścił i nawet jeszcze jedna mała osobówka. Czy da się tam promować dużym kamperem? Te z pokaźnym zwisem pewnie będą miały kłopoty. Warto sprawdzić.
W Mielniku miła niespodzianka – jest tam porządna Informacja Turystyczna. Wyposażeni w mapki i ulotki odwiedziliśmy kolejne polecane tam miejsca.
Na nocleg zatrzymaliśmy się nad rzeką, są tam bardzo rozległe tereny wypoczynkowe, wiata biwakowa, kawałek dalej kąpielisko. Raj dla kamperów! Noc była nadzwyczaj jasna i ciepła, pełnia księżyca i rozgwieżdżone niebo. Cudnie!
Poniedziałek, 5 października 2020 roku.
Zerwałam się o szóstej rano, bo bałam się, że beze mnie słońce nie wzejdzie. Jurek zaprotestował i odwrócił się na drugi bok. Dzielnie ruszyłam polną drogą w kierunku przeprawy promowej. Napatrzyłam się na poranne mgły nad rzeką i łąkami. Słońce zignorowało mnie zupełnie, dzień okazał się pochmurny, chociaż ciepły.
O normalnej już porze pojechaliśmy do Niemirowa położonego przy samej granicy białoruskiej. Obejrzeliśmy miejsce nieczynnej przeprawy promowej Niemirów-Gnojno.
Kawałek dalej, naprzeciwko cmentarza jest rewelacyjnie położony MOR ze szlaku Green Velo. Na wysokiej skarpie stoi wiata, jest utwardzony placyk i przecudny widok na dolinę Bugu. Dobre miejsce na nocleg choć nie wiadomo, czy pogranicznicy byliby tego samego zdania.
Kolejnym przystankiem w naszej podróży była cerkiew w Koterce też przy samej granicy państwa. Wnętrza cerkwi nie widzieliśmy, ale otoczenie jest pięknie utrzymane. Przez chwilę na dużym parkingu oprócz nas było jeszcze jedno auto, potem już nikogo.
Posiedzieliśmy w tym ustroniu ze dwie godziny, potem ruszyliśmy w kierunku Hajnówki. Nie było to łatwe. Najprostsza droga zamknięta była z powodu remontu, a GPS prowadził nas lokalnymi drogami w taki sposób, że spora część trasy wiodła kocimi łbami. Szybka ta droga nie była, chociaż nie pozbawiona uroku i pięknych widoków.
Widzieliśmy tu wiele miejsc, gdzie krzyż prawosławny i katolicki stały obok siebie w świetnej komitywie.
W Hajnówce najpierw jak zwykle trafiliśmy do Informacji Turystycznej. Pracuje tam uczynny i nadzwyczaj kompetentny młody człowiek. Opowiedział co warto zobaczyć, wręczył mapki i ulotki.
Nieźle zaopatrzeni pojechaliśmy na obiad do polecanego Babushka Bistro. Sympatyczna nazwa, przyzwoite jedzonko, czegóż więcej potrzeba? U babuszki zapadła decyzja, że atrakcje Hajnówki zostawimy sobie „na potem”, a teraz jedziemy prosto do Białowieży.
W Białowieży na wielkim bezpłatnym po sezonie parkowisku stało zaledwie kilka aut. Na noc zostaliśmy sami.
Zdążyliśmy jeszcze pospacerować po parku pałacowym wśród ogromnych, dostojnych i dużo od nas starszych drzew. Zmrok nas zaskoczył i wracaliśmy przez park w niemal zupełnych ciemnościach.
Wtorek, 6 października 2020 roku.
Rano zrobiłam jeszcze raz rundkę po parku, a po śniadaniu ruszyliśmy pieszo do rezerwatu żubrów. Można do niego dojechać autem, ale naszym zdaniem zdecydowanie lepszy jest właśnie wariant pieszy.
Z „naszego” parkingu trasa prowadzi w kierunku skansenu, zaraz za nim jest niewielki parking i początek ścieżki Żebra Żubra. Większość trasy wiodła drewnianymi pomostami, podziwialiśmy potężne drzewa i zwalone omszałe pnie gęsto porośnięte opieńkami. Dla Jurka było to ciężkie doświadczenie, tyle grzybów, a zbierać nie można. Na pocieszenie zrobił opieńkom zapewne z tysiąc zdjęć!
Rezerwat Pokazowy Żubrów bardzo nam się podobał. Rankiem była tam ledwie garstka ludzi, głównie ekipa filmowa lokalnej, białostockiej telewizji. Pracownicy rezerwatu wiedzieli jakimi smakołykami zachęcić zwierzęta by zbliżyły się do kamery. Przez to i my mieliśmy niezwykłą okazję popatrzeć z bliska na żubry i jelenie. A łosie to już bez żadnej zachęty stały blisko ogrodzenia, kompletnie nas zresztą ignorując.
Wizyta w rezerwacie była bardzo udana. Fajnie, że mogliśmy tu być poza sezonem, latem z pewnością jest tłoczno.
Do Białowieży wróciliśmy leśnym żółtym szlakiem.
Ale to jeszcze nie koniec atrakcji tego dnia. Po południu poszliśmy na spacer do centrum miejscowości. Podziwialiśmy przeurocze domki, ukwiecone ogródki. Ładne miejsce ta Białowieża.
Środa, 7 października 2020 roku.
Zaraz po śniadaniu pomaszerowałam szlakiem wzdłuż stawu na wieżę widokową, potem wzdłuż Narewki do kolejnej wieży i dotarłam ulicą Mostową do kościoła z białą wieżą. Zanim Jurek oporządził kampera i zgarnął mnie po drodze, zdążyłam jeszcze zwiedzić ładną ścieżkę dydaktyczną wokół technikum leśnego.
Podjechaliśmy na parking, z którego rozpoczynają się trasy Nordic Walking. Najbardziej zainteresował nas żółty 4-kilometrowy szlak przez Wysokie Bagno. Był sympatyczny, ale bez szału.
Wstąpiliśmy też po drodze na stację kolejową Białowieża Towarowa. Klimatyczne miejsce, ale na tamtejszą restaurację to nas raczej nie stać.
Kolejną atrakcją którą chcieliśmy zobaczyć jest Miejsce Mocy. Zjazd z drogi Białowieża – Hajnówka nieźle oznakowany. Po kilku kilometrach drogi pojawia się zakaz ruchu i trzeba się zatrzymać na sporym parkingu. Dalej to już pieszo przez las bardzo ładną trasą około 4 kilometry. Tutaj pierwszy raz spotkaliśmy kogoś na szlaku, kilka osób spacerowało, było też kilku rowerzystów.
Niestety, w Miejscu Mocy żadnej mocy nie było nam dane odczuć, chociaż w skupieniu sumiennie przedreptaliśmy wzdłuż i wszerz to magiczne miejsce. Pewnie dlatego, że już po sezonie. ?
Po południu ruszyliśmy w kierunku Narewki. Droga niezbyt szeroka, ale dobrej jakości, cały czas z ograniczeniem do 30 km na godzinę. Nie szkodzi. Po co się spieszyć, jak tak pięknie dookoła. Zatrzymaliśmy się tylko na chwilę by ruszyć na ścieżkę dydaktyczną „Szlak dębów”. Przyjemna trasa poprowadzona drewnianymi pomostami, są opisy najciekawszych dębów, ale szczerze mówiąc widzieliśmy ładniejsze okazy. Troszkę chyba przereklamowane miejsce, chociaż z pewnością wygodne dla rodzin z dziećmi czy wycieczek. Opłata 7 PLN/osoba.
Przed zmrokiem dotarliśmy do Narewki. Za zgodą proboszcza na nocleg zatrzymaliśmy się przy murze pięknie oświetlonej cerkiewki.
Czwartek, 8 października 2020 roku.
Raniutko strzeliliśmy kilka fotek cerkwi spowitej podlaską mgłą i pojechaliśmy na szlak Carska Tropina. Jest tam ładny trawiasty parking, ale znajduje się on na terenie Parku i nie wolno tam zostać na noc (a mielibyśmy wielką ochotę!). Z parkingu zrobiliśmy pętlę za czarnymi znakami. Bardzo ładna trasa, ale końcówka szutrową drogą była już trochę męcząca. Nie bardzo było gdzie usiąść, a na wylegiwanie się na trawie jest już za zimno.
Odpoczęliśmy sobie za to solidnie przy kamperze. A po obiadku poszliśmy jeszcze trasą na Kosy Most do Ostoi Żubrów. Krótki uroczy spacer, warto się przespacerować, może wam uda się zobaczyć żubra w naturze.
Skoro nie można zostać na noc zdecydowaliśmy się opuścić Puszczę Białowieską i pojechać na plażę Bondary przy Zalewie Siemianowskim. Zdążyliśmy jeszcze na zachód słońca, potem wieczór był piękny i cieplutki. Miejsce jest ładnie przygotowane, jest pole biwakowe, miejsce na namioty i kampery. Oprócz nas tej nocy nie było nikogo.
Piątek, 9 października 2020 roku.
Bliskość wody znów zmusza mnie do pobudki o 6 rano, bo gdzie zobaczę piękniejszy wschód słońca niż tutaj? Z kubkiem kawy wspięłam się na wieżę przy plaży i podziwiałam widoki.
Potem, jak już słońce mocniej przygrzało, pospacerowaliśmy po lesie i nad zalewem.
Na koniec pojechaliśmy jeszcze nad zaporę.
Kolejną atrakcją tego dnia była Kraina Otwartych Okiennic. Odwiedziliśmy kilka uroczych wioseczek: Trześciankę, Soce, Ciełuszki. Tak naprawdę to tylko przejechaliśmy wolniutko pilnie się rozglądając. Domy wyglądają bajecznie i kolorowo, całości dopełniają jeszcze piękne kwiaty w ogródkach.
Późnym popołudniem dotarliśmy do Ciechanowca. Sympatyczne, niewielkie miasteczko, ładny zalew, kościół, cerkiew, a przede wszystkim cel naszego przyjazdu – Muzeum Rolnictwa. Na nocleg zostaliśmy na parkingu za kościołem. Fajne, oświetlone miejsce w centrum miasta, szum z ruchliwej, głównej ulicy prawie tu nie docierał.
Sobota, 10 października 2020 roku.
Rano najpierw piesza rundka po miasteczku i od godziny dziesiątej zaczęliśmy zwiedzanie Muzeum Rolnictwa. Bardzo nam się podobało. Jest tam wspaniała kolekcja ciągników, silników i maszyn rolniczych. Wszystko ładnie wyeksponowane, opisane.
Jest też skansen. Chaty i zabudowania gospodarcze pięknie się prezentują, w ogródkach jeszcze kwitły malwy i georginie. Wspaniale było posiedzieć na ławeczce przy płocie czy na progu chaty.
Dużo jest też budynków kuźni i innych warsztatów, są młyny wodne i wiatrowe. Jest też obszerny ogródek ziołowy i kilka klatek z egzotycznymi ptakami.
Teren muzeum jest dość obszerny, miejsca do spacerowania nie zabraknie. Zdecydowanie polecamy.
Pozostała nam już ostatnia z zaplanowanych na ten wyjazd atrakcja Podlasia – Ziołowy Zakątek. Jechaliśmy tam nie śpiesząc się, bocznymi drogami, czasem był to równiutki asfalt, czasem ceglanka, kocie łby, czy nawet szuter. Widoki z pewnością były lepsze niż te z głównej drogi. Na miejscu w Korycinie bez trudu znalazło się miejsce na dużym parkingu. Nie tracąc czasu poszliśmy rozejrzeć się po gospodarstwie. Ziołowy Zakątek to raczej setka uroczych zakątków, które i nas zauroczyły. Są tu altanki, mostki, pagórki, chaty większe i mniejsze jak w skansenie, leśna izba, dom weselny, ogród ziołowy, różane pole, poletka, ogródki, pasieka, ogród botaniczny, oranżeria.
Jest gospodarstwo, w którym można obejrzeć w zagrodzie zwierzęta domowe, można nakarmić króliki. Ptactwo wszelkiej maści łazi po całym podwórzu luzem, kozy wskakują na drzewa.
Jest w Ziołowym Zakątku karczma, sklep zielarski, są też pokoje na wynajem w przeróżnych atrakcyjnych miejscach.
Wieczorem niewiele samochodów z parkingu ubyło. Z pewnością wszyscy korzystali z tamtejszej oferty noclegowej.
Niedziela, 11 października 2020 roku.
Niestety, pogoda zdecydowanie się pogorszyła. Deszcz padał od rana. Żal, tyle byłoby do zobaczenia. Niby trochę jeszcze pokarmiliśmy króliki, ale to już nie to. Postanowiliśmy nie czekać na poprawę pogody i wracać do domu.
Niedosyt pozostał i chętnie tam wrócimy. Problemem jest, że miejsce to podoba się wielu ludziom. Nam udało się być po sezonie, więc tłoku przesadnego nie było. Wiosną i latem może nie być tak łatwo, ale i tak koniecznie trzeba tu przyjechać! Zdecydowanie polecamy.