Wydawało się już, że Horyniec Zdrój i jego okolica niczym nas nie zaskoczy. A tu proszę bardzo! Fajnie było, szkoda tylko że upragniona wiosna nie dopisała. Zimny wiatr, przelotne deszcze i przymrozki skutecznie studziły nasz zapał do zwiedzania.
Piątek, 23 kwietnia 2021 roku.
Piątkowe popołudnie mieliśmy spędzić na szlaku wychodzącym z Woli Wielkiej w kierunku Huty Złomy. Niestety, deszcz nas przegonił.
Pojechaliśmy w takim razie do Horyńca Zdroju, gdzie było już po deszczu i przywitało nas piękne słoneczko. Ale i tak o sandałkach i szortach można było tylko pomarzyć. ?
Naubieraliśmy się na cebulkę i spragnieni ruchu poszliśmy na długi spacer. Najpierw po parku, potem tunelem do części zdrojowej.
I tu niespodzianka. Naprzeciwko „Wodnego Świata” powstał nowiuteńki deptak. Ławeczki, altanki, stylowe tablice informacyjne, siłownia, tężnie, oświetlenie.
Kwiaty i krzewy jeszcze nie urosły, ale zapowiada się, że będzie ładnie. Spaceruje się wzdłuż lasu z rozległymi widokami, długość około 1,5 km. Na razie na deptaku jak i w całym Horyńcu kuracjuszy bardzo niewiele, ale z pewnością będzie się on cieszył wielkim powodzeniem.
Można mieć tylko nadzieję, że ten deptak to nie koniec, że to fragment większej całości. Trzymamy kciuki. Brawo Horyniec! ?
Na nocleg zatrzymaliśmy się na „naszym” ulubionym miejscu na parkingu przy parku, pomiędzy policją a urzędem gminy. Jak zawsze było bardzo spokojnie.
Sobota, 24 kwietnia 2021 roku.
Po śniadanku pojechaliśmy do upatrzonego wcześniej rezerwatu „Jedlina”. Jest tu ośrodek edukacyjny leśnictwa Załuże. Na miejscu obszerny parking leśny, miejsce na ognisko, stoły i ławki. Czysto i schludnie.
Początek ścieżki dydaktycznej „Jedlina” był bardzo obiecujący. Szliśmy groblą wśród bagien. Komary jeszcze się nie obudziły ze snu zimowego i było super! Niestety po jakieś pół godziny marszu pojawiła się pierwsza przeszkoda.
Droga była zalana wodą. Na szczęście znalazło się obejście lasem. Nie bez trudu – wokół same bagna. Ale po chwili pojawiło się kolejne bajoro. Nie wiedząc czy to ostatnie z żalem zawróciliśmy do kampera. Ale już po drodze wpadliśmy na genialny pomysł, żeby pójść ścieżką w odwrotnym kierunku.
Iść „pod prąd” ścieżką dydaktyczną w gęstym lesie wcale nie jest tak łatwo. Wydeptanej ścieżki nie widać bo szlak mało używany a oznaczenia szlaku ukryte są po drugiej stronie drzew. Jednak dzięki nowo testowanej przez nas aplikacji mBDL jaką bezpłatnie udostępniają Lasy Państwowe jakoś sobie poradziliśmy i w efekcie zrobiliśmy cała pętlę.
Okazało się potem, że zabagnione były tylko trzy miejsca, a dwa z nich już wcześniej przechodziliśmy.
Ścieżka „Jedlina” jest bardzo atrakcyjna, poprowadzono ją w ciekawym i zróżnicowanym terenie, starannie przygotowana, dobrze oznakowana, niestety tylko z jednej strony! Tablice informacyjne oceniamy wysoko, zwięzłe w treści, zgrabnie napisane, ładne zdjęcia.
Długość szlaku to 4,2 km, część wiedzie przez bagna, część pięknym lasem miejscami do złudzenia przypominającym puszczę białowieską. Po drodze widzieliśmy trzy stada jeleni. Ale uwaga! Możliwe nieprzewidziane trudności, np. błotniste fragmenty albo komary. Trzeba być gotowym na wszystko! ?
Po gorącej zupie i solidnym wypoczynku, pojechaliśmy w kierunku Polanki Horynieckiej zatrzymując się na krótkie spacery w kilku miejscach:
Cmentarz grecko-katolicki przy drodze Podemszczyzna – Nowe Brusno. Jeden z wielu, jakie spotkamy na Roztoczu Południowym, ostatnie ślady istniejących tu kiedyś sporych wiosek. Wokół widoczne są też bunkry Linii Mołotowa.
Zabytkowy cmentarz oraz ruina cerkwi w Starym Bruśnie, wsi która już nie istnieje. Przy szosie jest tablica, stąd kilka minut spaceru leśną drogą. To właśnie w Starym Bruśnie “produkowane” były kamienne krzyże, tak charakterystyczny element roztoczańskiego krajobrazu.
Wodospad na rzece Brusienka. Zostawiliśmy kampera przy drodze w miejscu gdzie kończy się asfalt. Za jakieś 200 m na górce jest zatoczka pod sosenkami i wskazówka WODOSPAD, nam jednak nie chciało się jechać po tych dołach.
Przyjemny spacerek. Sam wodospad robi niemałe wrażenie, jednak ciężko tam zejść do rzeki. Poszliśmy więc drogą przy lesie w dół i dopiero tam do niej dotarliśmy. Przepiękne to uroczysko, woda czyściutka, piaseczek na dnie. Lada moment wszystko zarośnie malinami i jeżynami i wówczas miejsce to będzie niedostępne.
Kolejny bunkier z Linii Mołotowa na wzgórzu Herbcianka. Bunkier ukryty w lesie, ale przy drodze jest tablica i widać wyraźną ścieżkę.
Odnowiona cerkiew w Nowym Bruśnie. Wnętrze puste i zamknięte, można tylko wejść na taras, ale nie ma co liczyć na jakieś widoki. Można też podejść kawałeczek dalej na cmentarzyk ze starymi nagrobkami, ale jakoś to miejsce nie ma zbyt wiele uroku.
Wróciliśmy do Horyńca na późny obiadek. Odpoczęliśmy i pomaszerowaliśmy podziwiać zachód słońca na nowym deptaku.
Niedziela, 11 kwietnia 2021 roku.
Parę minut po ósmej opuściliśmy piękny choć zimny Horyniec i pojechaliśmy do Monasterza. Kampera zostawiliśmy przy leśnej drodze i poszliśmy w kierunku ruin monastyru. Początkowo szliśmy wygodną, szeroką ścieżką, potem krótki fragment skrótami ostro pod górę aż dotarliśmy na szczyt wzgórza z ruinami klasztoru. Miejsce trudno nazwać uroczym, ale jest zadbane i zabezpieczone przed ewentualnymi wypadkami. Widać starania opiekunów, są tablice informacyjne, jest miejsce do odpoczynku i mała kaplica nieco poniżej.
Dalej ruszyliśmy szlakiem oznaczonym na zielono najpierw w kierunku Huty Lubyckiej potem w kierunku Dahanów. Blisko mijaliśmy Długi i Krągły Goraj jednak nie wstąpiliśmy, byliśmy tam jesienią ubiegłego roku – Roztocze kamperem. Huta Lubycka.
Szlak, chociaż długi, bardzo nam się spodobał, szeroka ścieżka, las zróżnicowany, górki i dolinki, cisza, spokój, żywego ducha.
Po dojściu do drogi asfaltowej żal nam było wracać do kampera, więc poszliśmy jeszcze dalej na Dahany. Zachwyciła nas ta łąka jesienią, zachwyciła i teraz. To takie roztoczańskie połoniny. Więcej szczegółów o tym zadziwiającym miejscu znajdziecie tutaj – Roztocze kamperem. Huta Lubycka.
Podeszliśmy łąką pod górę i skręciliśmy w lewo w ledwie widoczną drogę. Może nie była to najwygodniejsza trasa, ale za to jakie widoki!
Gdy dotarliśmy w końcu do kampera okazało się, że zrobiliśmy bez przystanków troszkę ponad 10 kilometrów. Niebo całkowicie się zachmurzyło i zaczął siąpić deszczyk.
Dość już tego chłodu, wracamy do domu.